photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 LIPCA 2018

 

 

 

 

 

 

Powiem szczerze, że z mojego punktu widzenia to święta prawda. Pamiętam jak dopiero przyjechaliśmy o 17, a skurcze męczyły mnie już w sumie od rana, ale od 15, były naprawdę FEST i położna po sprawdzeniu rozwarcia powiedziała 'łoooo, niech Pan jeszcze jedzie do domu, a ja powiem kiedy dzwonić żeby przyjechać', o mało nie dostałam zawału, bo ostatnią rzeczą jakiej chciałam to zostać wtedy sama, bo przecież nie wiedziałam co mnie czeka, a nikt nigdy nie krył że w porodzie nie ma nic przyjemnego. Dlatego potrzebowałam go i to cholernie. No ale cóż, kazali to pojechał. Męczyliśmy się oby dwoje, bo on i tak przecież by nie zasnął, siedział na narożniku jak na szpilkach i od 19 czekał aż do 4 nad ranem żeby móc przyjechać.

A ja? Ja musiałam latać w tych skurczach, zanosić im moje badania do dokumentacji, jak coś się działo sama musiałam latać po położne (bo blondynka nie wiedziałam jak działa ten cholerny dzwonek żeby przyszły, haha :D), sama siedziałam w tych skurczach pod prysznicem przez ponad godzinę czasu, a już o momencie odejścia wód nie wspomnę. Leżałam na łóżku, dostałam dziwnie mocnego skurczu i poczułam jakby pyk w brzuchu, wyskoczyłam z łóżka i po nogach poleciał cały wodospad wód, zalałam pół pokoju i cała siebie i ciąąągle leciało dalej, a zlew z ręcznikami papierowymi był po drugiej stronie pokoju, więc nie dało się dojść tam nie brudząc nic wkoło... Tak więc dotarłam, powycierałam siebie, podłogę, bo wstyd było mi zostawić taki bałagan po sobie i dopiero poszłam powiedzieć położnej.

Po przyjeździe M miałam to wszystko z głowy. On chodził do położnych, on pomagał mi pod prysznicem, on prowadzał mnie do ubikacji, sprzątał to co ze mnie w dalszym ciągu co trochę dociekało, pomagał siedzieć na piłce żeby z niej nie spaść, bo ja już nawet na to nie miałam siły, trzymał za rękę, powtarzał jaka jestem dzielna, podawał wodę do picia itp. itd.

Naprawdę nie wyobrażam sobie być w tym wszystkim sama. To jakie wsparcie miałam z jego strony, przede wszystkim psychiczne, jest nie do opisania.

Jestem więcej niż pewna, że gdybym miała przeżyć jeszcze nawet i 10 porodów, to nie chciałabym żeby go przy mnie wtedy zabrakło. Ciężkie, ale cudowne doświadczenie dla obojga rodziców.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika nieikoniec.