Na samym wstępie pragnę uprzedzić, że JEST ŹLE i jeśli ktoś nie chce, niech zwyczajnie tego nie czyta i nie traci swego czasu.
Mam dość życia, siebie, ludzi, swego umysłu, swoich myśli, swego ciała i swej przeszłości. Jest mi tak trudno poskładać to w całość. Zaczynam coś pisać i za chwilę to kasuję. Nie umiem ubrać swoich myśli w słowa. Zacznę od tego, że zaniedbałam okrutnie swoje ciało. Przytyłam i to widzę. Oczywiście nie jest tak strasznie tragicznie, ale ja wyję. Wyję z bólu. Nienawidzę siebie. To znów wraca. Do tego czuję się jak zaszczuty pies, którego uwolniono od złego właściela. Mimo, że jestem już wolna, to nadal się boję. Jestem nieufna i nie wierzę w ludzi. Stanowi to dla mnie przeszkodę nie do pokonania. Jestem psychicznym wrakiem. Muszę chyba iść do apteki po jakiś deprim albo coś w tym stylu, bo nie wytrzymam i zrobię coś głupiego. Przysiegam, że to się źle skończy. Robię dobrą minę do złej gry. Straszliwie uwiera mnie poczucie samotności w tłumie. Dodatkowo nie umiem nawiązać żadnej głębszej relacji z ŻADNYM chłopakiem. Źle to na mnie wpływa. Tylko, kto zechce dziewczynę z tak chorą głową. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jest naprawdę źle.
Wybaczcie mi ten okropny styl pisania, ale jest mi cholernie ciężko. Może to głupie, ze tak się obnażam w internecie, ale myślałam,że mi to pomoże.
MC