1 DZIEŃ - 2 GODZINY
Cóż... Było ciężko :P ale wcale nie najgorzej, a co najważniejsze nie zniechęciłam się. Zaczęliśmy od rozgrzewki tj. potruchtaliśmy trochę na bieżni, a później priorytet nogi. Oczywiście nie obyło się bez lekkiej spiny, bo ja strasznie gadatliwa jestem i jak się czymś stresuje to muszę gadać i obracać to w żart, bo inaczej nie umiem sory. Wiktor w pewnej chwili miałam wrażenie, że chce wyjść i powiedzieć ,,pierd*le to". Ale na szczęście tego nie zrobił :D Przekonałam się, że jednak nie jestem taka silna w łapkach jak mi się wydawało. Hmm 4kg? O.o a ja myślałam że podniosę więcej, oczywiście podniosłam więcej, bo później 6kg no ale to wciąż nie tyle co on podnosi i wciąż śmiesznie mało i nie tyle ile bym chciała, bo jak dobrze widziałam to dziuba podniósł 40kg? Śmiesznie nie? Jestem troszkę zawiedziona, bo przysiadu ze sztangą też nie dałam rady, wg zacznijmy od tego, że nie mogę zrobić pełnego przysiadu, ze względu na kolano popracujemy nad tym i jeszcze sobie wyrobię pośladki ^^ O dziwo wbrew moim obawom nikt się ze mnie nie śmiał oprócz mnie samej, może i to spowodowało, że nie straciłam zapału i chce chodzić dalej. Nie wiem szczerze powiedziawszy. Dzisiaj wszystko rano mnie bolało no nie da się ukryć pierwszy raz robiłam takie ćwiczenia i poruszyłam takie mięśnie (nie wiem jak one się nazywają ale to szczegół) więc trudno się dziwić. Przynajmniej nie musiałam go prosić o masaż :D Pewnie gdyby nie on wczoraj to bym sobie krzywdę zrobiła, bo mówił co i jak mam robić i gdzie popełniam błędy. I tym optymistycznym akcentem kończymy ten wpis, kolejny pojawi się planowo poniedziałek/wtorek, bo jedziemy do Czech. Siemano!