6 misięcy puźnej.
-Wzięłaś już te leki?-pytał Ney siadając obok mnie
-Nie będę się faszerować lekami-odpowiedziałam opryskliwie
-Chcesz żeby sytuacja z tymi dziwnymi przewidzeniami się powtórzyła? Co?-pytał trzymając mnie za rękę chłopak.
-Nie. Poprostu boję się, że to może zaszkodzić dziecku. Jestem wkońcu w 6 miesiącu ciązy. Myślę że leki mogą tu zaszkodzić.-mówiłam przekonująco.
Nie czułam się zbyt dobrze z tym że muszę oszukiwać narzeczonego, ale po tych lekach miałam jeszcze gorsze jazdy. Te leki na pewno nie zaszkodzą dziecku, ale nie mogłam wytrzymać już tego czegoś co widziałam.
-Proszę Cię ostatni raz-tłumaczył Ney podając mi tabletkę.
Popatrzyłam na Jackoba, który siedział przy mnie i kiwał głową. Z niechęcią wzięłam lek. Wtedy Ney pojechał na trening. Zaczęły pokazywać mi się jakieś istoty, moi rodzice, raz byłam na jakiejś górze, potem znowu nad morzem. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Wzięłam więc reszte opakowania tabletek. Poczułam okropny ból. Potem film mi się urwał. Obudziłam się w szpitalu. Rozglądałam się do okoła. Nikogo nie było. Nic mi się nie pokazywało. Spojrzałam także na mój brzuch. Nie było go. Nie mogłam urodzić za wcześnie.Nagle wszedł lekarz:
-Jak się paninka czuje?-pytał spisując coś na kartce
-Okropnie-powiedziałam resztkami sil.
-Gdzie jest, gdzie moje dziecko/-pytałam lekarza
-Niestety po takiej dawce tak silnych leków nie udało nam się uratować dziecka. Dziwne że ty żyjesz-mówił z lekkością ten facet
-To niemożliwe. Czyli że zabiłam swoje dziecko?-pytałam ze łzami w oczach
-Niestety tak-mówił bezstresowo.
-Długo byłam nieprzytomna?-pytałam, a łzy ciekły mi strumieniem
-Około tygodnia-odpowiedział lekarz
-O Boże. Niech pan zaczeka. Wie pan czy kiedyś może był tu jakiś lekarz polak Jackob?-zapytałam nieśmiało lekarza
-Tak. Został zwolniony. Był psychicznie chory. Celowo zabijał nienarodzone dzieci.-powiedział wychodząc.
Zaraz po wyjściu lekarza wszedł Neymar.
-Coś ty zrobiła-pytał ze łzami w oczach?-Chciałaś się zabić?-dodał
-Nie ja poprostu chciałam żeby to wszystko się skończyło-powiedziałam płacząc
-Już dobrze nie płacz-przytulił mnie Ney
-Pytałem lekarza. Możesz już wyjść-mówił chłopak pakując moje rzeczy
Pojechaliśmy do domu. Cały czas dręczyła mnie jedna myśl o dziecku, ale czułam też spkój bo od pewnego czasu nikogo nie widziałam. Poprostu błogi spokój. Siedziałam i gapiłam się w ścianę. Przyszła do mnie Katrina.
-Ej słonko. Jak się czujesz?-pytała mama Neya
-A jakbyś się czuła jakbyś zabiła własne dziecko-pytałam nie patrząc na nią.
-Pewnie strasznie.Z czasem to minie. Zaufaj mi-pocieszała mnie kobieta
-Nie umiem spojrzeć Neymarowi w oczy. Ma do mnie żal. Czuję to-mówiłam ze łzami w oczach
-Przejdzie mu zobaczysz-mówiła ocierając mi łzy Katrina
-On mi tak szybko nie wybaczy. Przepraszam pójdę się ubrać i się przejdę-mówiłam wstając
Poszłam do naszego pokoju. Ubrałam się i wzięłam kartkę i długopis.Napisałam mu kartkę ,,Przepraszam Ney. Zapamiętaj że zawsze Cię kochałam i kochać będę.Maja''
Szłam bardzo wolno. Nogi i ręce trzęsły mi się niesamowicie.Stanełam na moscie patrząc w wodę. Nie wiedziałam czy na prawdę chcę skoczyć. Stanęłam na poręczy. W wodzie widziałam swoją postać. Nikogo tam nie było, ni żywego ducha. Miałam pewność że nikt mnie nie uratuje.Wysunęłam jedną nogę, potem drugą. Skoczyłam. Walnęłam w wodę. Zanurzałam się powoli, ale coś mi się nie udało, bo woda sięgała mi po szyję. Wtedy nie wiedziałam czy cieszyć się że żyje, czy płakać że mi się nie udało.Wyszłam z wody, cała mokra i rozmazana. Szłam powoli, kiedy przypomniało mi się ze ta kartka tam leży. Pobiegłam więc szybko i chciałam ją porwać. Nagle popatrzyłam na moje ręce zaczęły się rozpadać, potem nogi i w końcu znalazłam się na łóżku szpitalnym. Siedział przy mnie Ney.
-Co ja tu robie?-zapytałam zdziwiona
-Doktorze wybudziła się-krzyknął chłopak
-Jak głowa skarbie?-pytał szczęsl;iwy chłopak
-Boli. Ale zaraz co jest nie byłam w ciązy? który dziś?-pytałąm zaciekawiona
-Co? W ciąży? Ze mną na pewno nie, chyba że o czymś nie wiem-śmiał się chłopak
-Ale Cię Vanessa załatwiła-mówił Ney
-A jednak Vanessa. Zaraz który dziś?-pytałam znowu
-No 28 sierpień-uśmiechał się chłopak
-To znaczy że spałam 4 dni tak?-pytałam ze łzami w oczach
-Ojej skarbie nie płacz bedzie dobrze-powiedział chłopak i pocałował mnie
Ja tylko odetchnęłam z ulga.