Gorzki smak szczęścia #8
Chciałam się udać od razu do ogrodu, ale gdy tylko taksówka odjechała w progu domu stanęła matka. Na kilometr biło od niej złością.
-Do domu!-warknęła.
Stałam na trawniku niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Ona w końcu nie wytrzymała i podeszła do mnie. Zacisnęła dłoń na moim nadgarstku chyba najmocniej jak tylko mogła i pociągnęła do domu. Trzask drzwi od razu spowodował u mnie tak szybkie bicie serca, że miałam wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Puściła mój nadgarstek tylko po to by zacisnąć dłonie na mojej szyji przy okazji przypierając mnie do ściany. Wierzgałam się czując jak braknie mi powoli tchu.
-Gdzie byłaś?!
-U... Ani...-odpowiedziałam z ledwością.
-A ktoś ci pozwolił?!
Pokręciłam głową na boki.
-No właśnie!-wrzasnęła mi prosto w twarz i kopnęła z kolana w brzuch. Uciekły ze mnie ostatnie resztki powietrza, ale w tym samym momencie mnie puściła. Upadłam na podłogę i łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Przez kilka sekund krztusiłam się tlenem, którego tak bardzo brakowało moim płucom.
-Masz szczęście, że wypełniłaś swoje obowiązki! Ty bezwartościowa szmato! Powinnaś się cieszyć, że w ogóle pozwalam ci tu mieszkać! I do tego żyjesz moim kosztem jak typowy pasożyt!
-Z wielką chęcią bym się wyprowadziła, bo mam już ciebie dość-wychrypiałam. -I tego jak jestem traktowana też.
Spróbowałam się podnieść, co matka od razu wykorzystała. Chwyciła mnie za ramiona, uniosła i zaczęła mną szarpać tak mocno, że w pewnym momencie uderzyłam głową o ścianę. Wszystko dookoła się rozmazało, a sama poczułam ogromny ból. Chwyciłam się za głowę i zwinęłam w kłębek od razu jak mnie puściła. Po policzkach spływały mi strumienie łez.
-To boli-szepnęłam.
-Na nic innego nie zasługujesz-matka warknęła i nim odeszła dodała-Dziś nie ma wyjątku co do twojego miejsca spania.
Gdy już trochę się uspokoiłam i obraz nabrał ostrości od razu rozpoczęłam próbę podniesienia się. Niestety zakończyła się niepowodzeniem tak jak dwie następne. Za czwartym razem jednak mi się udało. W tym samym momencie rozległ się pisk Julii. Matka wyłoniła się z salonu, zerknęła z obrzydzeniem w moją stronę i zwróciła się do mojej siostry przesłodzonym głosem:
-Co się stało kochanie?
Blondynka w podskochach zbiegła na dół, a na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Rzuciła się matce w ramiona i radośnie piszczała niczym pięciolatka, która właśnie dostała nową lalkę. Gdy mnie zobaczyła odchrząknęła znacząco i opanowała swoje emocje.
-No więc jutro na obiedzie będziemy mieli gościa. Kogoś kto jest dla mnie ważny-powiedziała, a mnie przed odpowiedzeniem jej śmiechem powstrzymał tylko ból głowy. Ileż to razy słyszałam już ten tekst: "kogoś kto jest dla mnie ważny". Znowu znalazała sobie chłopaka na dwa góra trzy tygodnie, ale uważa go za miłość życia. Oczywiście ten chłopak tak jak jego poprzednicy musiał spełniać odpowiednie kryteria wymagania skoro zaprosiła go na "tradycyjny obiad". Musi być przystojny i bogaty lub tylko przystojny lub tylko bogaty. Ciekawe jakiego kolejnego biedaka owinęła sobie wokół palca dzięki swojemu trzepotaniu rzęsami.
-Jak to? Kogo? Od kiedy się spotykacie?-spytała matka, a mi się zdawało, że w jej głosie słyszę nutkę obojętności.
-Poznasz go jutro. To wymarzony ideał! A spotykamy się od drugiego dnia naszej przeprowadzki tu-wyjaśniła, a ja słuchałam tylko dlatego, że nie miałam ochoty iść do ogrodu, bo nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból.
-To wspaniale kochanie! Cieszę się twoim szczęściem!
"Podobnie jak moim cierpieniem" dodałam w myślach.
Nagle, gdy Julia wróciła do swojego pokoju, matka odwróciła się moją stronę i spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem. Niebezpiecznie zmiejszyła między nami odległość.
-Teraz słuchaj uważnie. Jutro wstajesz wcześnie rano i twoim pierwszym zadaniem jest doprowadzenie SIEBIE do porządku. Powiem Julii, żeby dała ci od siebie jakieś ubrania, bo nie pozwolę ci wyglądać byle jak na tym spotkaniu, które jest ważne dla twojej siostry. Następnie twoim obowiązkiem będzie zakupienie produktów do jakiś potraw, które ty przygotujesz. Zostawię ci jeszcze dziś w kuchni jakąś sumę pieniędzy. Nakryciem stołu i podawaniem potrw też zajmiesz się ty. Wszystko ma pójść dobrze. Jeżeli zobaczę cień niezadowolenia na twarzy naszego gościa, pożałujesz. Rozumiesz?-czekała na moje potwierdzenie, które dałam jej dopiero po chwili, bo nadal analizowałam wszystko to, co powiedziała- A teraz wynocha z domu!
Posłusznie spełniłam jej rozkaz.
Zgodnie z poleceniem matki wstałam przed dziesiątą. Podreptałam do domu przecierając zaspane oczy. Drzwi zostawiła otwarte, więc bez problemu weszłam do środka. Udałam się na pierwsze piętro i gdy już chciałam wejść do łazienki zatrzymała mnie czyjaś ręka.
-Jak tam twój pokój?-spytała Julia, a ja dwróciłam się w jej stronę.
-Ty to zrobiłaś?
-Mama zamknęła ci pokój na klucz już przedwczoraj, ale ja go znalazłam i wczorajszej nocy... sama wiesz, co zrobiłam.
-Matki nie obudziły żadne hałasy?-spytałam zdziwiona.
-Nie mogła zasnąć więc wzięła tabletki nasenne.
-Po co to zrobiłaś?
-Ze zwykłej przyjemności.
Patrzyłam w jej piwne oczy, ale nie mogłam z nich nic wyczytać. Gdy zorientowała się, że w żaden szczególny sposób nie zareaguję odwróciła się i już chciała wrócić do swojego pokoju, ale zabrałam głos.
-Myślałam, że jest w tobie ziarno dobra, że jednak się zmienisz i nie będziesz taka sama jak oni. Może to były tylko moje łudne nadzieje lub prawda i może z czasem to ziarno w tobie zakiełkuje.
Zacisnęła powieki, a ręka, którą trzymała na klamce zadrżała.
-Ale jeżeli już koniecznie musisz podążać drogą matki i ojca i chcesz ranić... Mnie możesz ranić do woli, ale nie rań innych. Dobrze wiesz o czym mówię-dodałam, a po jej policzku spłynęła łza. -A tak po za tym, o której przychodzi ten twój chłopak?
-Przyjdzie gdzieś około piętnastej-szepnęła i zniknęła za drzwiami pokoju.
Weszłam do łazienki i zdjęłam z siebie ubrania. Prysznic to było to czego mi brakowało. Poczułam nieopisaną ulgę, gdy kropelki ciepłej wody spływały po moim ciele. Niecałe pół godziny później wyszłam spod prysznica i ręcznikiem wytarłam mokre ciało. Na pralce leżały ubrania złożone w kostke, których wcześniej tu nie było. Zapomniałam zamknąć drzwi, więc ktoś bez problemu zostawił mi to, gdy się myłam. Ubrałam bieliznę, a potem czarne rurki i białą bluzkę z krótkim rękawęm bez jakichkolwiek nadruków. Podczas suszenia włosów zauważyłam jakąś karteczkę. "Możesz je zatrzymać"- właśnie to było napisane charakterystycznym pismem Julii. Po związaniu włosów w kucyka opuściłam łazienkę i zeszłam na dół do kuchni. Z blatu wyspy kuchennej wzięłam pieniądze, które zostawiła mi matka, po czym na stopy włożyłam trampki i wyszłam z domu.
Godzinę później wróciłam do domu z dwiema reklamówkami, w których znajdowały się zakupione przeze mnie produkty. Od razu zabrałam się za gotowanie. Na główne danie miałam zamiar zrobić potrawę do przyrządzenia której przepis znalazłam w nocy w internecie, a było to spaghetti z cukinią i chorizo. Natomiast na deser miałam zamiar podać deser truskawkowy na surowym spodzie z orzechów brazylijskich. Przepis do tego również znalazłam na szybkiego w nocy w internecie. Na pierwszy rzut oka nie wydawały się trudne do zrobienia i takie też się okazały.
Dziesięć minut przed piętnastą posprzątałam jeszcze trochę w jadalni, po czym nakryłam stół dla czterech osób. Gdy i to skończyłam robić pozostało mi czekać na gościa i na Julię, bo matka już dawno zeszła ubrana w spódnicę i jedną ze swoich ładniejszych bluzek.
Kilka minut po piętnastej usłyszałam dzwonek do drzwi. Według rytuału stanęłam z matką przy wejściu do salonu, a Julia kilka sekund później zbiegła na dół. Ubrana była w sukienkę na ramiączkach w kwiatki, a jej blond włosy kaskadami opadały na ramiona. Oczywiście nie pokazałaby się bez makijażu, który dziś był naprawdę mocny. Stanęła przed drzwiami, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem. Przywitała się z brunetem uściskiem po czym, gdy nasz gość zdjął buty, przyprowadziła go nam przedstawić.
-Mamo, to jest właśnie Neymar-przedstawiła go tak jakby bez przerwy o nim opowiadała. Chłopak niczym dżentelmen z jakiegoś filmu ucałował lekko zewnętrzną część dłoni matki.
Czyżby chciał dobrze wypaść w oczach (może) przyszłej teściowej?
-Neymar, to moja siostra Ines-przedstawiła mnie chłopakowi, a on zrobił to samo z moją dłonią, co z dłonią matki. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy jego usta delikatnie dotknęły mojej skóry jak i gdy spojrzałam w jego czekoladowe oczy. To było dość dziwne uczucie, przez które zabrakło mi chwilowo tchu.
-Zapraszam do salonu-do rzeczywistości przywrócił mnie głos matki, która po chwili spojrzała na mnie znacząco. Podałam więc pierwsze danie i zajęłam swoje miejsce. Jako ostatnia nałożyłam sobie małą porcję dania i ze wzrokiem wbitym w talerz przysłuchiwałam się rozmowie pozostałej trójki. Była ona wręcz komiczna z jednego głównego powodu: gdy matka pytała o coś Neymara, nie mógł udzielić odpowiedzi, bo Julia go wyprzedzała. W pewnym momencie miałam okazję uważniej mu się przyjrzeć, a gdy już to zrobiłam na myśl nasuwało mi się tylko jedno: spełniał już jedno z wymaganych kryteriów: był przystojny. Ciekawe czy spełnia i drugie wymaganie? I wtedy właśnie jakby matka czytała mi w myślach zadała mu to ważne pytanie.
-A czym tak właściwie się zajmujesz?
-Jestem piłkarzem. Gram w jednym z najlepszych klubów.
Po tych słowach chcąc ukryć śmiech zaczęłam kaszleć, ale po chwili naprawdę zaczęłam się krztusić. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie, gdy dużymi łykami piłam wodę ze swojej szklanki. W końcu ją odłożyłam, a moje policzki zapłonęły ze wstydu. Chcąc skrócić czas mojego zażenowania rozejrzałam się po pustych talerzach reszty. Wstałam od stołu, zebrałam puste naczynia i wróciłam do kuchni.
-Co ty odwalasz?-spytałam siebie cicho i pacnęłam się ręką w czoło.- Muszę się ogarnąć.
Z tą myślą wróciłam do jadalni niosąc deser. Ostrożnie zajęłam swoje miejsce i nawet nie musiałam podnosić wzroku by wiedzieć, że Neymar na mnie co jakiś czas zerka. Czułam się niekomfortowo, ale przynajmniej teraz wiedziałam, że ten chłopak, który siedzi naprzeciwko mnie spełnia wszystkie wymagania Julii jak nie więcej. "Będzie się działo w najbliższym czasie..." pomyślałam i upiłam łyk wody.
O osiemnastej gość nas opuścił, a przy pożegnaniu nadal wstydziłam się spojrzeć mu w oczy.
-Posprzątaj jak najszybciej i wracaj do ogrodu-warknęła matka i już podniosła na mnie rękę, ale ktoś tę rękę przytrzymał. Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na Julię, która nie obdarzyła mnie nawet krótkim spojrzeniem.
-Mamo, niech ona lepiej śpi u siebie. Neymar na pewno będzie tu częstym gościem i lepiej żeby nie widział jej w złym stanie. Wiesz o co mi chodzi-powiedziała łagodnie. Matka zmierzyła ją wzrokiem i się zgodziła. Zanim poszły do swoich pokoi matka rzuciła mi lodowate i jednocześnie ostrzegawcze spojrzenie. Ale mało mnie to obchodziło. Ważniejsza była dla mnie inna sprawa. "Albo mi się zdaje albo ziarno jednak zakiełkowało. Jeżeli tak to byle by rosło dalej." Dzięki tej myśli na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.