6 Witam serdecznie :D Jak tam wam mija początek wakacji? :) Jako iż teraz mam duuużo wolnego czasu będę się starała dodawać rozdziały częściej, o ile jest jeszcze sens. Mam nadzieję, że nie zraziłam was do mojego opowiadania tym, że tak długo musiałyście czekać na kolejne rozdziały (które i tak były beznadziejne mimo moich starań). Bardzo, ale to bardzo za to przepraszam. A teraz serdecznie zapraszam do czytania kolejnego rozdziału :)
Gorzki smak szczęścia #7
Poderwałam się z miejsca. Moje serce waliło jak szalone, oddychałam szybko i nierównomiernie. Chciałam zaczerpnąć jak najwięcej powietrza, by upewnić się, że ucisk jaki czuję na szyji jest tylko moim wymysłem. Byłam rozdygotana i przede wszystkim przerażona. Opadłam z powrotem na leżak, zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam usta chcąc zdusić narastający szloch. Wierzchem dłoni przetarłam zaszklone oczy.
Był środek nocy. Zimny wiatr muskał moją rozpaloną twarz, a ja nadal nie mogłam się otrząsnąć. Nie pomagało powtarzanie sobie, że to był tylko koszmar. Bo to nie był tylko koszmar. To było niedokładne odwzorowanie jednego z moich wspomnień. Mogłabym wskazać, kilka nieistotnych różnic, ale to bez znaczenia. Pewne było to, że w okolicach serca miałam po dziś dzień bliznę, pamiątkę po ojcu, który wtedy nie wbił tego przeklętego noża zbyt głęboko dzięki sąsiadowi, który zjawił się w odpowiedniej chwili. Zamknęłam oczy, wzięłam kilka głębokich oddechów i spróbowałam znowu zasnąć. Udało mi się, ale tej nocy koszmary mnie nie opuściły...
Wraz ze wschodem słońca obudził mnie kubeł zimnej wody wylany na mnie przez matkę. Chciała mnie poinformować, że jej i Julii nie będzie prawdopodobnie przez cały dzień, ale to nie zwalnia mnie z moich obowiązków. Wręcz przeciwnie. Otrzymałam ich jeszcze więcej. Oczywiście to w żadnym stopniu nie wpłynęło na mój dobry humor spowodowany świadomością, że uzyskam trochę wolności.
Dokładnie dwadzieścia minut przed ósmą dotarł do mnie dźwięk odjeżdżającego samochodu. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pobiegłam do domu, ale w momencie, gdy już miałam zamiar nacisnąć klamkę naszły mnie pewne obawy. A co jeżeli to jakiś podstęp? Może zaplanowały coś, co sprawi że będą miały pretekst do ukarania mnie? Niepewnie weszłam do środka, rozglądając się na wszystkie strony. Nie zauważyłam nic niepokojącego więc się trochę rozluźniłam.
Wykonanie wszystkich czynności zajęło mi niecałe półtora godziny, a dom lśnił czystością. Chciałam już wrócić do ogrodu, ale nagle odezwał się mój żołądek. Na moją twarz wkradł się grymas. Nie byłam pewna czy dobrym pomysłem było zjedzenie czegokolwiek z lodówki, ale i tak w końcu uległam. Odgrzałam sobie trochę zupy, która prawdopodobnie była na wczorajszy obiad. Gdy do ust wzięłam pierwszą łyżkę nie mogłam zapanować nad tempem jedzenia. Potem zjadłam jeszcze jogurt truskawkowy z myślą, że tyle musi mi wystarczyć.
Gdy dopiłam resztkę herbaty cytrynowej i włożyłam do zmywarki brudne naczynia, skierowałam się do ogrodu, ale moje nogi zaprowadziły mnie gdzie indziej. Zrozumiałam to dopiero, gdy stanęłam przed drzwiami swojego pokoju. Nacisnęłam klamkę i... nic. Drzwi były zamknięte. Zaczęłam szarpać, ale nie ustępowały.
-Co za jędza-mruknęłam i się wycofałam. Zeszłam z powrotem na dół i poszłam do ogrodu.
Musiałam się tam dostać, nie mogłam dać jej za wygraną. Obeszłam dom dookoła i spojrzałam na okno mojego pokoju. Było otwarte. Po chwili wróciłam w to samo miejsce, tym razem z drabiną. Oparłam ją o ścianę domu i zaczęłam powoli wchodzić na kolejne szczeble. Dopiero w połowie przypomniałam sobie o jednej wadzie tego planu: miałam lęk wysokości. Po kilku głębyszych oddechach wznowiłam wspinaczkę i nim się zorientowałam byłam już przy oknie. Ostrożnie przełożyłam jedną nogę, a potem drugą cały czas przytrzymując się okna. Pierwsza część planu powiodła się w momencie, gdy postawiłam nogi na podłodze pokoju z uśmiechem goszczącym na mojej bladej twarzy. Ale w ciągu sekundy moja mina zrzedła. Tego w jakim stanie był mój pokój nie mogło opisać zwykłe słowo "bałagan". Wszystko było przewrócone do góry nogami. Szafki leżały na podłodze podobnie jak wyjęte z nich szuflady, a ich zawartość walała się dookoła cała w strzępach, w tym fotografie i notesy z moimi prywatnymi zapiskami. Ubrania były podziurawione, a szafa w której się jeszcze kiedyś znajdowały, była cała w najgorszych wyzwiskach zapisanych markerem. Pościel pocięta, pierze z poduszek zdobiło każdy zakamarek pokoju, a materac leżał jakiś metr dalej od łóżka. Kawałki roztrzaskanej lampy znajdowały się tuż przy oknie, a ściany podobnie jak szafa na ubrania była pobazgrana wyzwiskami.
Niewidzialna pięść zacisnęła się wokół mojego serca, a w oczach zalśniły łzy. Przez wściekłość jaka mnie ogarnęła zaniosłam się śmiechem, który po chwili stał się wręcz histeryczny. Na moich policzkach stróżki łez wyznaczyły sobie nowe ścieżki. Musiałam się wyżyć, na czymkolwiek. Zaczęłam na nowo kopać i wywracać wszystko, co znalazło się na mojej drodze. Ostatecznie skończyło się na waleniu pięściami w ścianę, po której chwilę później osunęłam się w dół.
Wiedziały, że pod ich nieobecność będę chciała wejść do swojego pokoju, dlatego sprawiły że wyglądał on jak po przejściu tornada. Jeszcze do tego specjalnie zostawiły otwarte to cholerne okno. Czy naprawdę nie mogły mi dać spokoju choć jednego dnia?
Przetarłam drżącymi dłońmi twarz. Musiałam wziąć się w garść. Przeszukałam każdy centymetr pokoju i w końcu znalazłam mojego smartfona-jedyną wartościową rzecz, która należała do mnie. Dostałam go na święta rok temu od Ani. Kupiła go głównie z myślą, że bez problemu będziemy mogły się ze sobą kontaktować. Dbałam o niego i to bardzo, ale tornada, które przeszło przez mój pokój, nie udało mu się uniknąć. Na szczęście działał. Wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po trzech sygnałach.
~Halo?~usłyszałam jej zaspany głos.
~Cześć śpioszku~powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Nie widziałam jej, ani z nią nie rozmawiałam od jej wyjazdu. Nie wiedziała też, że ja również zamieszkałam w Barcelonie, więc skoro dziś nadarzyła się okazja do odwiedzin to ją wykorzystam, robiąc Ani tym samym niespodziankę.
~Ines? To ty?
~Tak. Nie poznajesz mojego głosu?
~No wiesz, dawno nie rozmawiałyśmy, więc myślałam że jesteś na mnie zła.
~Nie mam o co być na ciebie zła. Posłuchaj, możesz podać swój adres?
~Ale po co?
~To niespodzianka.
Bez zbędnych pytań podała mi informację, o którą poprosiłam. Zapewne przypuszczała, że chcę jej coś wysłać, ale się myliła.
Nie chciałam zwlekać więc tylko wygrzebałam jakieś ubrania, które były w miare dobrym stanie i się w nie przebrałam. Włożywszy telefon do kieszeni dżinsów, podeszłam do okna i z powrotem zeszłam do ogrodu po drabinie. Po tym jak ją ułożyłam, zamówiłam taksówkę, która dziesięć minut później podjechała pod dom. Usiadłam na tylnym siedzeniu samochodu, podałam adres i w duchu modliłam się, żeby pieniądze jakie znalazłam podczas przeszukiwania pokoju wystarczyły jako zapłata za przejazd.
Około dwudziestu minut później taksówkarz zatrzymał samóchd przed bramą pięknego domu. Gdy mężczyzna powiedział ile muszę mu zapłacić jęknęłam wiedząc, że to co mam w kieszeni na pewno nie wystarczy.
-Poczeka pan chwilkę? Nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, więc poproszę o zapłacenie przez przyjaciółkę.
-Myśli pani, że jestem aż tak głupi, żeby nabrać się na ten stary wykręt?
-No to niech pan pójdzie ze mną.
Po chwili wachania zgodził się, więc wyszliśmy z samochodu. Brama była otwarta więc bez problemu weszliśmy na teren posesji i ścieżką ruszyliśmy do drzwi domu. Nie miałam zielonego pojęcia skąd Ania wzięła pieniądze na ten dom. Może miała bardzo dobrze płatną pracę lub ktoś jej go zasponsorował.
Gdy już chciałam nacisnąć dzwonek zza drzwi dobiegły mnie krzyki. Bez wątpienia była tam Ania, ale drugi głos należał do jakiegoś chłopaka. Z myślą, że może dzieje jej się krzywda chciałam już tam wejść, ale wtedy drzwi się otworzyły i ktoś na mnie wpadł. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę. Chłopak z kapturem zsuniętym jak najniżej na głowę minął mnie bez słowa przeprosin kląc pod nosem. Oburzona jego zachowaniem nawet nie zauważyłam, gdy w drzwiach stanęła Ania.
-Ines?!
Odwróciłam głowę w jej stronę, a na widok jej zaskoczonej miny uśmiechnęłam się szeroko.
-Niespodziaka!-powiedziałam i wyciągnęłam do niej ręcę. Wpadła w moje ramiona i tak stałyśmy tuląc się dopóki ktoś obok nas nie odchrząknął. Oderwałam się od przyjaciółki i dopiero teraz przypomniałam sobie o taksówkarzu.
-A, właśnie! Aniu, czy mogłabyś zapłacić temu panu?-spytałam posyłając jej proszące spojrzenie.
Dziewczyna wbiegła do wnętrza domu i wróciła kilka sekund później wręczając mężczyźnie jakąś sumę pieniędzy. On otworzył już usta, by coś powiedzieć, ale Ania go wyprzedziła.
-Tyle powinno wystarczyć. Reszty nie trzeba.
Odwrócił się więc i odszedł.
-Wchodź do środka. Musisz mi opowiedzieć jak to się stało, że jesteś tu, w Barcelonie!-powiedziała entuzjastycznie dziewczyna i popchnęła mnie lekko do wnętrza domu zamykając za nami drzwi. Gdzieś mnie prowadziła, ale ja byłam zbyt zajęta podziwianiem wnętrza. Już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że to Ania je projektowała. Nawet się nie zorientowałam, gdy usiadłam na skórzanej sofie w salonie, a dziewczyna na szklanym stoliku postawiła dwie szklanki wody i talerzyk z ciasteczkami. Gdy tylko usiadła na fotelu naprzeciwko mnie, z ust wymsknęły mi się pierwsze nasuwające myśli.
-Widzę, że masz dobrą pracę.
Zaśmiała się krótko.
-To fakt.
-A gdzie tak włściwie pracujesz? I kim był ten wkurzony chłopak?
Spuściła głowę i nerwowo zaczęła bawić się kosmykiem włosów, które przefarbowała na rudy kolor. Zauważyłam to dopiero teraz, ale musiałam przyznać, że w tym kolorze było jej do twarzy.
-Kiedyś ci powiem. Ale to kiedyś-powiedziała w końcu.-Jak się odważę...-dodała bardzo cicho, ale mimo że to usłyszałam nic nie odpowiedziałam.-A ten chłopak to nikt ważny. Ale teraz słucham: jak to się stało, że jesteś w tym pięknym mieście?
I zaczęłam opowiadać. Nie opuściłam żadnego, nawet najmniej istotnego szczegółu w opowieści dotyczącej dni po jej wyjeździe. Na koniec przytuliła mnie tak jak to tylko ona potrafiła, gdy w moich oczach zalśniły łzy. Potrzebowałam jej. Potrzebowałam jej uścisków, tego głaskania po plecach, gdy wypłakiwałam jej się w ramię, i szeptanych do ucha zapewnień, że będzie dobrze, mimo że sama dobrze wiedziała, że tak nie będzie.
Mój pobyt u niej przedłużył się i to znacznie. Gdzieś około godziny siedemnastej Ania zamówiła mi taksówkę i gdy ta w końcu podjechała pożegnałyśmy się jeszcze jednym uściskiem. Dwadzieścia minut później kierowca zatrzymał samochód przed moim domem. Zapłaciłam mu pieniędzmi, które dała mi Ania i wysiadłam. Na widok samochodu matki stojącego na podjeździe serce podeszło mi do gardła. I choć wiedziałam, że tak właśnie może być, do końca miałam nadzieję, że zdąże przed ich powrotem.
"No pięknie..."pomyślałam cicho wzdychając.