Hej ;* Chciałam z całego serca przeprosić za długą nieobecność :/ No ale w końcu przyszłam i dodaję rozdział (a jaki on jest? Zostawiam go wam do szczerej oceny ;) ). Nie chcę was zanudzać, więc to tyle. :)
Gorzki smak szczęścia #4
Po kilku próbach w końcu udało mi się otworzyć oczy. Obiegłam wzrokiem pokój i z ulgą stwierdziłam, że jestem sama. Spróbowałam wykonać jakiś ruch, ale zesztywniałam w momencie, gdy ból przeszył całe moje ciało. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
Najchętniej wywrzeszczałabym całemu światu, że mam już dość, że z każdym dniem tracę resztki sił do dalszej walki, że najchętniej chciałabym wyjść na spotkanie śmierci, która zakończy moje cierpienie. Jakim cudem w ogóle jeszcze żyję? Nie powinnam skonać? Czy Bóg naprawdę chce mojego bólu i nie zamierza mi pomóc zabierając mnie z tego świata? Wolałabym już skończyć w piekle. Chociaż, co ja gadam? Ja jestem w piekle i zawsze w nim będę.
Policzyłam do trzech i podniosłam się do pozycji siedzacej. Zdusiłam w sobie krzyk. Po kilku głębokich oddechach udało mi się wstać. Zacisnęłam zęby i chwiejnym krokiem doszłam do ściany. Oparłam się o nią, ale nie udało mi się ustać na nogach, więc osunęłam się po niej na podłogę. Wierzchem prawej dłoni przetarłam oczy.
Czy właśnie bólem płacę za błędy z przeszłości? Jeżeli tak, to znaczy że płacę nawet za to, że się urodziłam. Coraz bardziej utwierdzam się w tym, że jestem zbędna, jestem bezużytecznym wybrykiem natury. Czy ja kiedykolwiek byłam naprawdę szczęśliwa? Owszem, na mojej twarzy często gościł uśmiech, gdy mile spędzałam czas z moją przyjaciółką, ale to nie było to. Z czasem zrozumiałam, że staram się zadowolić pierwszą lepszą przyjemną chwilą czy rzeczą, by wypełnić częściowo pustkę prawdziwego szczęścia, którego było mi od zawsze brak. Musiałam tak robić, bo inaczej bym zwariowała przez to, co spotyka mnie każdego dnia. Chciałabym to wszystko zmienić, naprawić. Niestety nie mogę. Czy kiedykolwiek pogodzę się z tą okrutną rzeczywistością?
Obudziłam się, gdy do moich uszu dotarł trzask zamykanych drzwi. Najwyraźniej musiałam przysnąć. Spojrzałam w tamtą stronę. Do salonu wbiegła Julia i zdenerwowana rozejrzała się dookoła. Gdy mnie zobaczyła zacisnęła pięści.
-Idź do piwnicy-rozkazała, a mi zdawało się, że się przesłyszałam.-No już! Na zewnątrz czekają moi znajomi! Nie mogą zobaczyć czegoś takiego!
Patrzyłam na nią tępo, a na moje usta nieświadomie cisnęły się przekleństwa. W ostatniej chwili ugryzłam się w język, by nie powiedzieć jednego z nich na głos. Podeszła do mnie szybkim krokiem i chwyciła za ramię. Syknęłam z bólu, ale nie przeciwstawiłam się. Oparłam się o nią i podeszłyśmy do drzwi znajdujących się obok tych prowadzących do schowka. Pomogła mi zejść na dół, a następnie zostawiła mnie obok sterty okurzonych kartonów. Wbiegła z powrotem na górę uwcześnie zapalając mi światło. Trzasinięcie drzwiami wystarczyło by papierowe pudła spadły prosto na mnie. Upadłam na kolana i osłoniłam się przed lecącą puszką farby. Nie zabolało tak mocno, bo na szczęście była pusta. Rozejrzałam się dookoła. Byłam tu pierwszy raz, bo matka zabroniła mi tu wchodzić. Kiedyś kilka razy próbowałam, ale zaprzestałam po kilku solidnych karach. Piwnica jak piwnica, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Stare poniszczone ściany, wilgoć, kurz, pajęczyny, stare puszki, skrzynki czy pudła. Naprzeciwko mnie stało coś dużego przysłoniętęgo płachtą, a obok kolejny przykryty przedmiot. Na ścianie po prawej było kilka półek zasypanych drobnymi przedmiotami, a pod nimi duże czarne worki kryjące w sobie pewnie kolejne tajemnicze rzeczy. Usiadłam po turecku i rozmasowałam obolałe ramiona. Nadal wszystko mnie bolało. Może jutro chociaż trochę mi przejdzie.
Wpadłam na pomysł by znaleźć coś, co odgrywałoby rolę prowizorycznej poduszki, ale w tym samym momencie w oczy rzuciło mi się jedno pudło. Był na nim rok sprzed dwunastu lat. Niezdarnie przyciągnęłam je do siebie. Zdarłam taśmę, która zabezpieczała je przed otworzeniem i zajrzałam do środka. Moje serce przyspieszyło na widok zdjęć, które się w nim znajdowały. Drżącą dłonią wzięłam jedno z nich i przeczytałam tytuł wykonany charakterystycznym pismem matki: "Ósme urodziny Ines". Zasłoniłam usta ręką i poczułam jak wilgotnieją mi oczy. Powoli je odwróciłam, a na widok chwili którą przedstawiało łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Uśmiechnięta dziewczynka z dwoma kucykami w ślicznej sukieneczce zdmuchiwała świeczkę znajdującą się na torcie urodzinowym. Obok niej stała kobieta w średnim wieku i mężczyzna z czupryną, w której dało się zauważyć lekką siwiznę. I mała blondynka z błyszczącymi oczami trzymająca za rączkę jubilatkę. Kciukiem przejechałam po wesołej twarzyczce. Niemożliwe.
Więc to tu były ukryte wszystkie zdjęcia z mojego dzieciństwa. Matka je gdzieś ukryła, a teraz przez czysty przypadek dowiedziałam się gdzie. Patrząc na tą fotografię skrawki wspomnień zaczęły powracać, ale pamiętałam je jak przez mgłę. Dzieciństwo zostawiło po sobie niewyraźny ślad w moich wspomnieniach, w których przeważały te złe chwile.
Włożyłam zdjęcie z powrotem do pudła i wyjęłam następne... i następne... i następne...
W końcu dotarłam do ostatniego pudła. Dużymi cyframi był na nim napisany rok 2004, czyli wydarzenia sprzed jedenastu lat. Zdarłam pospiesznie taśmę i otworzyłam pudło. Jego zawartość mnie zaskoczyła. Tylko kilka zdjęć i duża, biała koperta. W poprzednich kartonach było zdecydowanie więcej fotografii, a każda z nich zaczynała odświeżać mi wspomnienia z tamtych lat. Cieszyłam się, że los dał mi szansę zobaczyć te chwile. To coś wspaniałego nagle odkryć to, co tak usilnie było przed nami ukrywane byle byśmy nigdy nie przypomnieli sobie jakie wspaniałe życie się miało.
Przejrzałam zdjęcia i wzięłam do ręki kopertę. Miałam pewność, że to, co było w niej ukryte zaważyło na mojej koszmarnej przyszłości. Chciałam ją już otworzyć, ale została mi ona wyrwana z dłoni, a sama upadłam na podłogę pod wpływem silnego uderzenia.
-Co tu docholery robisz?!-krzyknęła, chwyciła mnie za bluzkę i uniosła w górę.
-Ju... Julia kazała mi tu przyjść. Miałam się ukryć, bo przyprowadziła znajomych...-wytłumaczyłam spanikowanym głosem.
-Nie kłam!-wrzasnęła i mnie puściła.- Lepiej stąd wypieprzaj i tu nigdy więcej nie przychodź, bo pożałujesz!
Spojrzałam w jej ciemne oczy. To nie była ta sama kobieta sprzed piętnastu lat, to nie była matka, która przytulała mnie i czule na mnie patrzyła tak jak w chwilach uwiecznionych na zdjęciach.
Zerwałam się z miejsca i mimo obolałego ciała czym prędzej wybiegłam z piwnicy i pokirowałam się do mojego pokoju. Na wszelki wypadek zakluczyłam drzwi. Położyłam się na łóżku i zerknęłam na zegarek stojący na stoliku nocnym. Było grubo po północy, co wytłumaczało moje zmęczenie, którego wcześniej nie odczuwałam, bo byłam zafascynowana zdjęciami. Zamknęłam oczy i tuże przed tym jak Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy postanowiłam, że jutro tam wrócę.