Ale ze mnie idiotka! Tylko ja tak, kurwa, potrafię! Rano jak zawsze vitax i otręby. Poszłam na spacer. Wcześniej tochę poskakałam i porozciągałam się. No po prostu cudownie! Do czasu.
Wróciłam i stwierdziłam, że przydałby się mały obiad, czy coś. Stwierdziłąm, że zjem omleta. "Dobrze mi idzie, mogę sobie pozwolić" Ale nie mógł to przecież być omlecik z jednego jajka na minimalnej ilości oleju. musiałam zrobić z 3 jaj i zjeść przed nim kajzerkę, bo nie mogłam poczekać! Zjadłam go. Tłusty i obrzydliwy... Ale twardo jadłam, bo przecież "TAK DOBRZE MI IDZIE!" Razem [bez śniadania] zjadłam 630kcal. Ale nie... Poszłam do kibla. Klęczałam przed nim przez ponad pół godziny usiłując to z siebie wyrzucić. Nie wiem, może 50kcal wyrzygałam... nie wiem. Gardło mnie boli i czuję sie do dupy. Winna i mi źle. Popijam wodę z cytryną. Już nic więcej dziś nie tknę... No way! GRUBA DZIWKA! Za to jak przestanę czuć w żołądku teo obrzydliwego omleta zacznę ćwiczyć! Dużo! Do póki nie zdechnę! Nienawidzę tak się czuć, ale dzięki temu się ogarniam.
Ja u Was? <3
Ze śniadaniem, ogółem: 630+80=710kcal :(:(:(