Wkradł mi się pod sweter zimny wiatr przynosząc do ubrania gęsią skórkę. Miałam ochotę wysłać Ci trochę jesieni,
bo jak wyjeżdżałeś była jeszcze wiosna, ale pewnie i tak miałeś swoją własną, ładniejszą. Owijam dłonie wokół kubka
i chustę wokół szyi chowając się za cieniem rzęs. Z torbą ciężką od bibliotekowych książek wracam do domu drogą
przez park, gdzie alejki wyścielają złote liście, szeleszczące pod nogami biegających dzieci, szukających pod drzewami
żołędzi i kasztanów z których potem małymi rączkami wyczarują leśne ludziki z czapeczkami na głowach i nogami z
wykałaczek. Kiedyś sama takie robiłam i zbierałam liście do zielnika na lekcję przyrody, ale teraz mogę już chyba
tylko przyglądać się temu przechodząc obok, albo przez wychodzące na park okno w moim pokoju. W pokoju pachnącym
kawą i starymi książkami z biblioteki wypełniającymi swoim zapachem przestrzeń między jedną a drugą ścianą, gdzie
siedzę taka pełna tęsknot i marzeń o naszych wspólnych zimach, wiosnach, latach i jesieniach, o zapachu ciasta wyjętego
z piekarnika, stojącego na kuchennym blacie i o małych rączkach które by nas chwytały podczas spacerów i które razem
byśmy wszystkiego uczyli, także tego jak się robi ludzik z żołędzi i kasztanów i z czerwonej jarzębiny korale./(30-09-2013)