Minęły dwa miesiące od śmierci Matta. Stan Caroline znacznie się poprawił, jak kiedyś korzyst a z życia jak najwięcej i jest w końcu szczęśliwa. Niestety, musiałem pojechać z kumplami na drugi koniec kraju w ciągu jednego dnia, zrobiłem to nic jej nie mówiąc, wiedziałem że pewnie miałaby coś przeciw. Wracając w nocy usłyszałem dźwięk sms'a, był od Caroline. "Dziękuję, że się kompletnie nie odzywasz. Bardzo miło. Miłego wieczoru, cześć." - szybkim ruchem odczytałem treść i schowałem I phone'a do kieszeni. Zajechaliśmy na najbliższą stację zatankować, wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i wysiadłem z auta a za mna trzech moich kumpli. Podszedłem do dystrybutora i zalałem bak do pełna, a Max poszedł zapłacić. Wsiadłem do auta i zaparkowałem go kilka matrów dalej. Wychodząc odpaliłem papierosa i potanowiłem zadzwonić do niej.
- Olivier, gdzie Ty do cholery jesteś? - usłyszałem jej unoszący się głos w słuchawce
- Musiałem pojechać coś załatwić, nie mówiłem nic bo pewnie byś nie pozwoliła. Przepraszam, przed dwunastą w nocy będę. - powiedziałem spokojnie wiedząc że brunetkę to jeszcze bardziej rozzłości
- Zgłupiałeś już doszczętnie, widzę że masz mnie już dość albo masz wrażenie że jesteś moim pieskiem. - jej głos nadal nie zniżał się
- Kochanie, nie denerwuj się. Jak będę w LA to od razu dam znać i spotkamy się, obiecuję. - powiedziałem zagaszając papierosa w popielniczce stojącej niedaleko
- Skończ, do zobaczenia. - jedyny dźwięk jaki słyszałem to rozłączonego połączenia
Kątem oka ujrzałem że chłopaki siedzący w aucie z powagą mi się przyglądali, złapałem za klamkę i wsiadłem do auta. Odpaliłem silnik i z piskiem opon ruszyliśmy z podjazdu stacji benzynowej. Nienawidziłem gdy się na mnie denerwowała, z biegiem czasu chyba coraz bardziej zawalałem sprawę. Włączyłem głośno muzykę, a cały samochód drżał od siły bassów. Chwilę po dwudziestej trzeciej przekroczyłem próg domu, by szybko się wykąpać i pojechać spotkać się z miłością mojego życia.