Myślałam, żeby założyć nowego bloga, ale po cóż się męczyć. Potrzebowałabym nowego adresu email. Chyba dopiero teraz nie mam złudzeń. Trzeba być szczerym przed sobą, a żeby szczerość sobie udowodnić, trzeba ją uprawiać publicznie, co zamierzam czynić od tej pory tutaj. Jakoś strasznie źle nie jest. Patrzę sobie na blizny na rękach i myślę, że powinnam być szczęśliwa (apocojatutajznównogąwbłotonopocopocopoco). Myślałam kiedyś, że warunkiem koniecznym do szczęśliwości jest chudość, a ona jest warunkiem wystarczajacym. Konieczny już mam, więc teraz mogę sprawdzić kolejny.
Powiało mi stąd chłodem i stęchlizną. Nie będę poetką.
Bo to chyba wszystko miało być o odchudzaniu, ale gdzieś na pierwszy plan wyszła ta pierdolona depresja, nie? Czy już sama nie wiem co. Wszechogarniający smutek i kożuch rozpaczy. Ach, pamiętam tę nieustępującą kulkę z łez w gardle, wiecie Państwo? Znacie to uczucie na pewno. Ale chcę do odchudzania. Oczyszczenia więcej, tak.