uśpiliśmy dzisiaj Jordi.
ktoś może pomyśleć, że to przecież tylko KRÓLIK, ale jest mi tak cholernie przykro.. zawsze jak schodziłam na dół z praniem, to coś do niej gadałam, codziennie rano z Zuzią szłyśmy do niej powiedzieć 'ceeść'...
ostatnio rzeczywiście była osłabiona, Paweł był z nią nawet u weterynarza, ale nie wiedzieli co jej może być.
wczoraj wieczorem jeszcze stała na łapkach, wychylała się do nas, żeby ją pomiziać. a dzisiaj od rana leżała bez ruchu, próbowała się podnieść, ale nie miała siły :(
rano Paweł pojechał z nią do wet. dostała zastrzyk wzmacniający..
chodziłam tam do niej co chwilę, ale wiedziała, że już jej nie dużo zostało.. zaczynała już mieć drgawki, jak raz podeszłam to otworzyła pyszczek i zawyła. tak strasznie mnie to zabolało :(
Paweł przyjechał po pracy i pojechał jeszcze raz do weterynarza. dostała zastrzyk i po kilkunastu sekundach zasnęła...
smutno...