Nie określam.
Nie przywiązuję znaczeń.
Nie wzruszam.
Może czasami.. ale ramionami.
Wyprana emocjonalnie.
Po prostu jestem.
Przyzwyczajenie do którego się wraca,
nic więcej.
Wewnętrznie wodny gejzer poirytowania...
Nie mogę być wulkanem. Nie teraz.
Powoli pękam, oto wyciek mokrych słów.
/do jutra już wyschną/
-----------------------------------
i po co
po co
co
mogłam przewidzieć
zapobiec
ale nieistotne
było
minęło
ostatnio nie czuję tak wielkiej goryczy
na myśl o przemijaniu.
żółć jeszcze lekko buzuje i leniwie toczy się krwioobiegiem
ale już w niewielkim stężeniu
och, a chciałoby się, prawda..
Toksyczny wybuch atomowy.
Ja już na prawdę nie chcę.
Szczere intencje przesłonięte kurtyną wstydu.
I już nie wiem gdzie leży sens.
Nie wiem czy chce mi się wiedzieć.
Pogubiłam myśli i brak dobrej duszy która
zwróciłaby znalezisko.
poplątane sygnały świetlne
no tak
nie stać na dosadne komunikaty
przykre
ja już doprawdy nic nie chcę
niczego nie oczekuję
wycofuję się kiedy zaczynam dostrzegać
bezsens nacechowane negatywizmem wypowiedzi
toksyczne zachowania moje własne wątpliwości
nie mam czasu ni sił na marnowanie
powyższe zasady stosowane wobec ogółu
społeczeństwa dusz lawirujących wokół
wycofuję się
/uciekam od zobowiązań, ignoruję ludzi/
dawanie z ja jeśli ktoś potrzebuje i prosi
i chce.
po co mam robić, kiedy się nie stara
znam swoją wartość i dbam o swoją krzywdę
powracam w dawno zapomniane krainy
pokryte skorupą cynizmu i milczenia
tak jest dziś. nie znam jutra.
a wczoraj... a wczoraj prawie zapomniałam.
codzienność przynosi mi szczęście.
i
nie jest źle. nie jest.
i rosnę w siłę.
generuję wiarę.
talizmanem doświadczeń.
------------------------------------
noce przepełnione nienasyceniem, gesty mordujące radioaktywne myśli
ciepło w ramionach - w przedziałach godzinowych,
czas mierzony nierównym tempem bicia serc.
otulona, przez chwilę czuję się bezpiecznie.
potem przypominam sobie, kim jestem. ale to nie, nie jeszcze..
może mogłabym spać tak wiecznie..
idiota i kretynka,
i długie spacery po nocnym mieście.