14 czerwca. 14 września.
nie pomyślałabym, że - w tak krótkim czasie -
zmieni się tak wiele.
byłam sobie ja, i był sobie czas, co płynął tak płynnie, i szybko, i naznaczał na mapie nowe kilometry. było sobie słońce dumne na horyzoncie i skryte długą nocą. byli sobie ludzie - różni. ludzie, którzy po prostu byli, bo byli od zawsze i wydawałoby się, że bez tego swiat nie mógłby istnieć, a my jesteśmy, bo to coś najsilniejszego. ludzie, co od czasu do czasu. ludzie, którzy wreszcie przyszli, po miesiacach, latach całych. ludzie, z którymi scalaliśmy się na godzin kilka po odległych przyjazdach, bo choć ich nie było tyle, to poprzednia rozłąka była siostrą syjamską następnego przywitania. ludzie, z którymi było tak dobrze, gdy byli, i o więzi naszej mogę mówić długo, choć potem znikali i zostawałam z dobrym słowem i cierpliwością. byli sobie i tacy, którzy byli i nagle ich zabrakło, choć może tylko dla mnie.
było wiele.
jest wiele.
życie.