"Ile cię trzeba dotknąć razy, żeby się człowiek poparzył?"
nie jest pozytywnie.
nie jest negatywnie.
I takie nic wcale nie jest fajne. A czy jest złe? Nie wiem.
Pusto, bardzo pusto. Brak czegoś. I potrzeba spaceru jesiennym wieczorem, w czasie deliaktnego deszczu i płaczu. Dużo, dużo płaczu.
Bo za dużo we mnie emocji.
Bo się duszę.
Skrywanie emocji jest gorsze, niż nadmierna wylewność.
Najgorszy człowiek nie jest w stanie uczynić w człowieku takiej rany, jaką można uczynić samemu sobie poprzez...
właśnie poprzez co?
Egoizm? Odrzucenie? Alienację?
Trudno mi samej powiedzieć.
Ale jak małe dziecko robię za nim pomyślę. Dotykam wrzątku nie myśląc, że to wrzątek.
Poparzenie psychiczne stopnia II.
Możecie mnie nazwać psychopatką. Kto wie czy nie macie racji?
I ta notka nie jest smutna. I nie jest radosna. Jest nijaka i to mnie przeraża.
Zawieszenie między dobrem a złem, miłością a nienawiścią, przyjaźnią a obcością, smutkiem a radością. Tam właśnie jest NIC.
Trzeba się poważnie odchylić w którąś stronę.
***
Taki sobie ciemny wieczór witrażowo piotropawłowy.
*
Nie mówcie, że smęce. To tylko hormony.