Mówią, że nadzieja umiera jako ostatnia. Nie w tym wypadku. Najwyższy czas pochować ostatki wiary i zacząć egzystować. Egzystować, bo żyć się nie da. Nie widzę większego sensu żyć nadzieją. Ślepo, bezmyślnie i naiwnie wierzyć, że wszystko się ułoży, spotkam tę jedyną osobę i wszystko się jakoś ułoży. Nie ułoży się. Świat to nie tania bajka Disneya. Tutaj nic się nie układa. Po cholerę jako dziecko pakowano mi w moją chłonną głowę takie tanie banały? Przecież w realnym świecie nigdy biedna nie będzie z bogatym, piękna z bestią, nikt nie będzie żył długo i szczęśliwie! Dorośli chęcią zysków i sławy niszczą nieodwracalnie młode umysły. W imię czego? W imię miłości? Nie. Tylko i wyłącznie w imię zysku&. Prawdziwe wartości miłość, zaufanie i honor nie mają znaczenia. Liczą się tylko przyziemne sprawy, nic więcej. Miłość to znowu tylko układ, umowa, a nie uczucie. Tania zabawa dla mas. Dziwne związki z przypadkowymi ludźmi, chore spotkania i nieprecyzowane uczucia. To błąd. Największy w życiu.
Trzeba zaakceptować fakt, ze nigdy nie odnajdę szczęścia, ze miłości, spełnienia będę zawsze sam, zgorzkniały i bez jakichkolwiek uczuć. Pusta otoczka, brzydka, pusta i niepotrzebna. Muszę się z tym pogodzić, nie mam innego sensownego wyjścia.
Oczywiście nie będzie łatwo. No bo nigdy nie jest. Całe życie pod górkę, by będąc prawie na szczycie, upaść z kretesem i już się nie podnieść. Wlec się z trudem na klęczkach, twarzą zadzierając o kamienistą drogę ku lepszemu. Ale& Czy aby na pewno lepszemu?
Niczego nie możemy być pewni, oprócz& śmierci&