Chyba chcę, lecz wybacz, wiesz, trochę się boję
Ostatni wpis w tym roku, jak nie w ogóle. Nie lubię dodawać byle czego i na siłę, ale obiecałam, że COŚ dodam, więc zaraz COŚ napiszę. Skoro już prezenty rozdane, kolendy poodbywane, odśpiewane, odkrzyczane, zaraz Sylwester, który w tym roku wypadnie najgorzej (a życie jest jak dziwka nanana jak u Dinala) to pomyślałam, że wrzucę coś z innego worka tematów na tracki, będzie o miłości, rozstaniu, emocjach, rap. Płyta Czarnego całkowicie mnie zaskoczyła, bo nie czekałam na nią powiem szczerze, a tu przychodzi listopad przewidywalny jak kolejny kawałek Chady, wieczór z przesłuchaniem wszystkich tracków i szok! Dużo było w tym roku producenckich, ale takiej z pewnością nie, jest najlepsza bez dwóch zdań. Bity mają niepowtarzalny klimat jak ten, który głosem budzi Iza Lach. Na producenckich płytach, nie ma co ukrywać, one są najważniejsze. Raperzy w dobrej formie, Hades w KAŻDYM tracku zniszczył, VNM, Boxi (:O) świetne kawałeczki, chociaż zdarzyły się niepotrzebne zapychacze, ale rzadko kiedy płyta od pierwszego do ostatniego tracka jest na podobnym, wysokim poziomie. Feat Pezeta bez porównania do kawałków z "radio pezet". Przepiękny numer, no sami wiecie, rozpierdolił, propsy max. Niedopowiedzenia dopowiadają się same i tego mogłabym się trzymać, gdyby w życiu liczyła się najmocniej gra słów, a nie czynów. Cieszy mnie domyślanie się kogoś, chociaż niedopowiedzenia mają przewagę nad interpretacją i większość ludzi i tak twierdzi, że nic dobrego z nich nie wynika. Na koniec przetoczę słowa z recenzji Marcina Flinta, które myślę, przekonują zamknięte głowy do sprawdzenia i kupna tego albumu (wpadły hajsy, kupię, wierzę) : "W ogóle ten album należy sobie sprawić, choćby po to, żeby uwolnić się od stereotypowego postrzegania hiphopowych płyt producenckich. Niech nikt wam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe." O. Kończę pozdrawiając i wrzucając na koniec jeszcze to co obecnie słucham, apogeum relaksuuuu
LUBIĘ KIEDY MÓWICIE NA MNIE PAN WANKZ