pomyśl dwa razy zanim nazwiesz przyjacielem mnie
Przyszłam do domu wczoraj po 20, zrobiłam sobie herbatę, usiadłam na kompa polatać po internetach, potem włączyłam skajpa żeby pogadać z siostrą, zadzwonił telefon i mówi mi mój człowiek, że jest koncert Mediuma u nas w Jazz Clubie dziś, i że przyszło 15 osób, także mam wziąć jakieś dzięgi w kieszeń i wpadać i z myślą, że będzie to tylko miły wieczór w małym gronie poszłam nad kanał do klubu. Ale się myliłam! Kesz na bilet wydałam na płytę (pozdrawiam odpowiedzialność) a bilet został mi zafundowany i do teraz czuję jakbym weszła tam na krzywą mordę. Start miał być o 20:30, ale Medium zaczął o 22. Wtedy było 'już' ponad 20 osób. Zaprosił wszystkich pod scenę i zaczęły się najmniej zmarnowane minuty moich wakacji (co zbyt dobrze o mnie nie świadczy, ale proszę o wyrozumiałość). Medium schodził ze sceny, sklejał z typami piątki, dziewczynom podawał rękę, raz zaczął rapować komuś do ucha, było tak mało ludzi, a energii nie brakowało. Na wolnym freestylował nawet o rurce do picia. Kontakt ze słuchaczami był doskonały. Po koncercie podziękował za przybycie, podpisał płyty, żartował, powiedział mi, że ważne na koncertach z niewielką publiką, jest żeby nie wstydzić się podnieść rąk do góry i po prostu się bawić i że doskonale zdaje sobie sprawę, że to nie jest jak domówka, wiesz sami swoi, ale trzeba się przełamać, po czym przerwał zdanie chwaląc jeden z kawałków Ericka Sermona lecących w tle. I to jest to! Rozmawiał luźno i zadbał o to, żeby nie było to zapamiętane (przynajmniej przeze mnie) jako po prostu beznamiętne rapowanie tracków do kilkunastu ludzi i że nawet dla tak małej publiki można dać z siebie dużo. To na pewno nie był mój ostatni koncert Medium:) Szkoda, że przyszło tak mało osób, gość zasługuje na to, żeby wypełniać lotniska, choć to z ciężkim powątpieniem odsunęłoby słuchaczy od myśli o urokach koncertów w klimatycznych klubach. Więc może lepiej niech to nie bedą lotniska. Pozdrawiam tych, którym chciało się to czytać.