Znaczy no.. tego.. Zdjecie mialo poprawic mu humor po zjebanym egzaminie, na ktory sie juz w ten sam dzien napalilem.. "Nie bede sie stresowal, nie bede sie stresowal... Kurwa.. dzisiaj egzamin". Tak bardzo chcialem zdac za 1 razem i poszpanic legalnie wozac dupe ojcowskim mondeo, ale chuj z tego wyszedl. Podtrzymalem tradycja i rownie szybko jak matka, tak i ja zakonczylem swoje pierwsze podejscie. Nie ukrywam wkurwienia, mimo ze minal juz prawie tydzien, no bo do cholery! Pieprzony luk to byla ostatnia rzecz, ktorej zjebania bym sie spodziewal. Przeciez to bylo cos, co ja na jazdach robilem niemalze juz z zamknietymi oczami. Uwielbialem to.. Ale wiem co zawiodlo.. Zawiodl samochod egzaminacyjny (ta, wymowka dobra jak kazda inna). No, ale serio. 30 godzin jezdzilem niby na Swifcie, ale jak pozniej sie przekonalem byla to nieco inna wersja. W srodku i pod maska zupelnie co innego, tak samo pewnie bylo i z jego dzialaniem. Otoz nauczono mnie na luku skrecac o 180 stopni po minieciu prawym lusterkiem pierwszego pacholka.. No i bylo genialnie, wychodzilo za kazdym razem, a w zasranym WORDzie? Nie dosc, ze od 10 do 12 mialem jazdy, potem 2h czekania na umownie ustalony czas egzaminu, czyt. 14.00, a potem kolejne 1,5h czekania w jeszcze wiekszym stresie (o jezu, to juz lada chwila...), zeby wsiasc do tego kosmicznego gowna zwanego suzuki, przejechac 50 metrow i przeczytac "wynik egzaminu NEGATYWNY". Jade do przodu, zatrzymuje sie, spogladam katem okiem na egzaminatora, ktory swoja droga swym wyrazem twarzy, sposobem zwracania sie i ogolnie caloksztaltem wywolywal 666x wiekszy stres niz by ustawa przewidziala, wrzucam wsteczny no i cofam.. "Powoli, powoli, nie spiesz sie, czekaj na tyczke.. Jest! Skrecamy! A teraz patrz w lusterko i szukaj kiedy sie wyprostowac zeby nie przejechac linii.. EJ!!! Co ta tyczka robi pol metra za tylna szyba do cholery?!" Tak wygladaly mniej wiecej moje mysli w czasie tej minuty.. Kiedy zauwazylem w lusterku tyczke, ktora z cala pie*dolona pewnoscia nie powinna sie tam znalezc przeszlo mi przez glowe jedno.. "No to chuj..."
"-Pan wysiadzie z samochodu.
[k^&%$&*wa..]
-Wynik egzaminu negatywny, za wczesnie pan skrecil.
[No, no shit Sherlock..]
-Prosze sie przesiasc."
I tak oto wygladalo to wszystko..
Ale kimze bylby syn Katarzyny Ł., ktora mimo braku uprawnien od roku z usmiechem na ustach popyla swoja Corsa po Lisznie, Wolce, Rejowcu, Chelmie, Krasnymstawie, Piaskach (ot, dzisiaj sie dowiedzialem xD) i wielu innych miejscowosciach. W sumie chuj.. Od kiedy Mondeo wrocilo w sobote z prawie 4 tygodniowej naprawy zrobilem nim.. 250km xD Badzmy szczerzy i zacytujmy matke: "Czy ja na czole mam wypisane JEZDZE BEZ PRAWKA?". Niby wiem, ze shit likes to happen, ale do cholery.. Tyle lat jezdze samochodem, oczywiscie jako pasazer, ojciec prawko od jakichs 10 lat, a nie wymienie sytuacji, kiedy jadac spokojnie przez takie Liszno czy Wolke, a nawet gdziekolwiek indziej zostal ot tak zatrzymany dla zwyklej kontroli. "Ty, Zenek, chodz zatrzymamy to czerwone Mondeo, bo ma '6' w rejestracji, a mi ta liczba kojarzy sie z szatanem". Tak widze te kontrole policyjne.. No wiadomo, jakbym jechal bez swiatel, albo z wyjebna przednia szyba, albo nie wiem, kurwa, jechalbym 240 po lubelskiej to raczej mieliby podstawe do zatrzymania, a nie pierwszego lepszego kierowce, ktory stosuje sie do przepisow, a samochod wydaje sie sprawny. No wlasnie, propo przestrzegania przepisow.. Brak prawka to w sumie jest niezla jazda, bo wtedy wiesz, ze glupi blad, pomylka, zapomnienie swiatel i przejebka.. Dlatego starasz sie jak szalony, zeby jechac jak trzeba, a nie.. Ha, mam prawo jazdy, teraz bede zapierdalal i niczego sie nie bal, bo przeciez jestem krolem szos..
Dziwi mnie w ogole polskie prawo.. A mianowicie cale te pieprzone egzaminy, ktore kosztuja niektorych wiecej niz caly kurs. Po co to?! Czy to udowadnia, ze potrafisz jezdzic? Czy fakt, ze tepy egzaminator, mimo szczerych checi oblania cie za blond wlosy, wpisal ci jednak pozytywa na karteczce, gdzie kilkanascie dni pozniej pozwolilo to odebrac kawalek durnego plastiku sprawia, ze bedzie lepiej? To instruktor, ktory meczy sie z toba bite 30 godzin wie, czy osoba jest zdolna prowadzic, czy moze lepiej dac jej rower na 4 kolkach, albo i to nie.. No bo taka prawda, wyjezdzi ci taki jeden z drugim te 30 godzin, zda jakims cudem, a potem:
"Przy predkosci 180km/h uderzyl w drzewo wracajac z dyskoteki. Nikt z 5 osobowej grupy nie przezyl".
Jakbym mial ustalac zasady zdawania prawka, to wolalbym, zebym jezdzil i 100 godzin, az bym sie zrzygal, ale w koncu instruktor wydalby oswiadczenie, iz ta osoba jest przygotowana do samochodu i nara, a nie taki bullshit. Na egzaminie jezdzisz z milimetrowa dokladnoscia, malo sie czlowieku nie obsrasz, a potem wsiadasz swoj i chcesz, czy nie chcesz, jezdzisz po swojemu.. Niczego nie zmieni to, ze ja zdam za 1 czy 10 razem.. Ja moge zdawac i te 10 razy, ale zebym do cholery nie musial czekac na kazdy jeden 3 tygodnie bo mnie kurwica bierze.. Nastepne narzekanie (albo moze akt radosci. god please.) - 12.06.2012. Seeya.