Byłem artystą spalonego teatru, który powstał tylko po to by spłonąć.
Nie z drewna, lecz z keratynowych płytek paznokci doszczętnie ucinanych szkliwem zębów by tworzyć i budować.
Byliśmy przecież tak bardzo doskonałymi laleczkami z porcelanowej bieli, z czarnym wnętrzem i czerwoną podszewką.
Wystawiane co dzień by trwać nieruchomo i błagać tylko wzrokiem o uwolnienie.
Bez uwolnienia oplatane kolejnym sznurem, za który możnaby przecież szarpać samodzielnie, ale nie można było.
Tańczące pajacyki z drewnianymi stawami bez torebek stawowych częściej łamały sobie głowy nad sobą niż nogi pod sobą.
Tańczyły do melodii z pozytywki ,,dla Elizy'', a Eliza jako baletnica tańczyła do utraty nieistniejącego tchu.
Pacynki z ziewającymi jamami roztwartych wnętrz też miały martwy wzrok, były uzewnętrznione ostatecznie.
Rozprute maskotki jedynie mogły się wydawać jeszcze bardziej otwarte na nowe doznania.
Ostatnie lalki nie miały już nawet włosów, ich sponiewierane ciała były nagie i czekające na kolejną barwną szmatę.
Ale przecież za kurtyną wszystko jest dobrze, wszystko wygląda idealnie, oczy każdego są zwrócone na nas.
Byłem instrumentem rozkoszy, który przebrzmiał swoim własnym echem i nie wymagał już naprawy.
Ciało z odbitymi strunami, które boleśnie rzeźbiły smugi w skórze, miejsce na oddech.
Wnętrzności roznosiły dźwięki w daleką przestrzeń, wewnętrzna pustka była rezonansowym pudłem.
Pneumatyczne kości są najlepszymi dzwonkami kakofonicznymi na całym świecie.
Chociaż gardło było trochę starte przez krzyki wyrażające emocje bez strachu przed decybelami.
I nie było już więcej włosów skrzętnie wyplatanych w misterne struny by nieprzerwanie grać.
Nawet stwardniały naskórek stawał się wtedy przytulną opoką dla zagubionych zmysłów.
Słodki lęk uwięzienia w ciele-opakowaniu przynosił ukojenie skraplając się wraz z potem na spierzchniętych wargach.
Wieczny koncert w teatrze życia nie dawał żadnych korzyści, był neutralnym faktem rzeczywistości.
Ale teraz chciałbym usłyszeć drugi głos i poczuć na ciele inne dłonie, w smugi wpuścić inny oddech.
Potrzebuję tylko dyrygenta ze smyczkiem, zagraj na mnie, pobawmy się w instrumentalizację ciała.