Trochę nieostre, z jakiś warsztatów ratowniczych :)
Wczoraaj...achh co to było wczoraj :D
Tak jak już mówiłam, musiałam pojechać nad jezioro i z innymi uczestnikami kursu na młodszego ratownika maczać swje 4 litery w tej zimnej wodzie... Niby było 16 stopni wody, ale ja w to nie wierze. Nawet nie pomogła pianka, którą ubrałam, bo i tak jestem dziś przeziębiona...Ale mniejsza o to. Podzielono nas na trzy grupy. Pierwsza ćwiczyła chwyty ratownicze, które pozwalały ratownikowi wyrwać się ze stalowego uścisku tonącego, bo tonący brzytwy się chwyta:P Druga ćwiczyła rzuty kołami ratowniczymi, rzutkami, rzutkami piłkowymi itp. Mi najbardziej spodobały się rzuty kołem, to nic, że było najcięższe i ciężko się nim rzucało, ale mi się to udawało i naprawdę daleko rzucałam:P
Trzecia grupa natomiast, w tym samym czasie kiedy pozostałe dwie grupy ćwiczyły, to musiała wskoczyć do zimnej wody, popłynąć na środek jeziora i ćwiczyć rózne akcje np: utrzymywanie się na wodzie, holowanie nieprzytomnego, zmęczonego i agresywnego człowieka, zrobić cała akjcę ratowniczą czyli: dopłynięcie do poszkodowanego, podpłynięcie pod jego nogami, założenie chwytu nelsona i holowanie stylem żeglarskim. Wszystkim udało się wszystko zaliczyć i każdy był zadowolony :)
A za tydzień znów pojedziemy nad jeziorko, popłyniemy na drugą stronę jeziora, ponurkujemy trochę w nim i zrobimy jeszcze parę akcji :) A później już tylko będziemy świętować zakończenie kursu :)) A ratownicy potrafią nieźle świętować ]:->