Słuchajcie...
Głupio mi teraz, bo zniknęłam bez śladu. Na początku obiecałam sobie, że nie odejdę, choćby się paliło. Wystarczyły problemy z photoblogiem (nie mogłam pisać komentarzy, dodawać postów, pisać PW), że odechciało mi się męczyć. Zbiegło to się ze strasznym... urwaniem głowy w szkole, do tego chciałam rozwinąć się jeździecko. Długi czas zbierałam się do napisania tego posta, ale zawsze wyłączałam komputer z myślą, że zrobię to jutro. W końcu poczułam, że muszę to teraz zrobić. Przykro mi wam, a szczególnie @tsunamii, że się nie odezwałam, nie wyjaśniłam sytuacji, bo przeciesz dażyłyście mnie jakimś tam zaufaniem. Oczywiście możecie sobie zabrać swoje konie, już nawet nie wiem od kogo je mam. I tutaj też bardzo mi smutno, bo bardzo się do nich przywiązałam, ale po co mi one, jak posty będę dodawać raz na tydzień? Właśnie, nie chciałabym całkiem z tym kończyć. Mogłabym dodawać zdjęcia np. raz na tydzień. Ale po co? Jaki w tym sens? Mimo wszystko będę tu jeszcze wracać. Nie chcę teraz nic obiecywać, bo wątpię jednak, że będzie jeszcze tak, jak kiedyś. Poprostu, wyrosłam...Kończę ten poemat...