Cześć. Wróciłam jakiś czas temu z zakupów i jestem wykończona. Zakupy moge zaliczyc jako trening, prawda? W końcu to latanie po sklepach, przebieranie wieszakami.. (tak to bylo cwiczenie na ręce!) Mój kochany braciszek po długich namowach w końcu uległ i zgodził się bym jechała razem z nim i jego dziewczyną. Kupiłam piękna białą sukienke, która nie była planowana, ale nie mogłam sie oprzeć! Zaopatrzylam sie nawet w nowe stylowe,czarne buciki i torebke (stosunkowo myślałam o większej, ale ta tez jest okej). Romoneski/parki brak. Z ponad 20 przymierzonych par, każda wisiała na moich ramionach, choć brałam rozmiar 34. Beznadzieja, zawsze to samo.
Jakies rezultaty w czymś? Nie, ponieważ:
*znowu poszłam na 10
*znowu zwiałam z ostatniej lekcji
*znowu utrzymuje kontakt z wiczi
(baaaardzo zle)
*zła twarz
*źle włosy
ale rzeczy, które w maire mnie uszczesliwily:
*zakupy (ahh nie moge sie nacieszyć nowo kupionymi rzeczami, są perf!)
*lepszy nastrój
*mój chłopak (uroczy max)
:) usmiechne się żeby nie było.
Dobrej nocy! x