Powietrze pachniało dziś wiosną. Termometr za oknem wskazywał +8 stopni. Świeciło słońce. Ulice mokre, ogólna chlapa, ale mi to nie przeszkadza, bo oglądam to tylko przez okno. Ale powietrze zapachniało w końcu wiosną... Pięknie.
Kiedy leży się już drugi tydzień w domu, różne pomysły przychodzą do głowy. I naprawdę nie wierzę w siłę, jaką w sobie odnalazłam. Zadziwia mnie to ostatnio na każdym, jakże ostrożnie i z obawą, postawionym kroku. Dosłownie i w przenośni.
Z nogą lepiej. Boli, ale chyba musi. Przede wszystkim chodzę. To się liczy najbardziej. Żołądek się buntuje, brzuch już nie daje rady. Bo leki, bo zastrzyki. Ale jeśli mam porównywać mój stan do tego po poprzedniej operacji - jest o niebo lepiej, a to i tak za mało powiedziane.
Tylko chwilami, mimo tej siły, jakoś tak gorzko i smutno. Bo są rzeczy, którymi nie powinnam się przejmować, a stało się to chyba moim nowym, dziwnym hobby. Przywiązanie kosztuje, trudno ot tak sobie zapomnieć i olać.
and i know i make you cry
i know sometimes you wanna die
but do you really feel alive without me?
if so be free
if not...