Ale chujowo sie robi. Uczucia co raz mocniejsze, a wcale sie o to nie prosilam. Jak boga kocham. Wmawiam sobie ze mi to kiedys przejdzie, najlepiej dzisiaj i teraz. Ale kogo ja oszukuje? Sama siebie, na pewno. To, ze prawie codziennie rozmawiamy, nie pomaga. Chociaz nie sprawia tez ze czuje cos wiecej. Jedna glupia rzecz, jedno slowo, a kobieta wymieka. Popierdolone to jest. Cale 8 miesiecy poprawialam swoj wyglad dla kogos innego i kiedy juz prawie skonczylam, moje serce postanowilo zmienic zdanie. No wybacz, ale to nie jest normalne. Moje stare motto to zyj chwila i niczego nie zaluj. Jednak ja sie boje cokolwiek zrobic w tym kierunku. Po prostu sie boje. Ogolnie to im bardziej wmawiam sobie ze to tylko przelotne to bym bardziej go lubię. Ale z drugiej strony, jesli bym sobie tego nie wmawiala to bym sie zakochala, a ja sie nie zakochuje. Za duzo by bylo tego wszystkiego. No nic, niech sie dzieje co chce? Niby madre slowa, no ale kurde, jesli pozwole sobie nic nie robic, moge potem byc zla na siebie i zadawac sobie pytania: a co gdybym ..... Takze kurde, nie wiem co robic. Wydaje mi sie ze oszukuje sama siebie myslac ze z tego mogloby cos wyjsc badz tez z tego juz cos jest. Obym miala racje, wole sie teraz rozczarowac niz potem miec zlamane serce. Jutro do szkoly, matko jak to szybko zlecialo. Nie moge sie doczekac az zobacze Tatisie i Leosia za kilka tygodni :) A no i, Julii 18 w lutym, bedziem tanczyc haha :) Oby nie bylo tak jak na sylwku bo wyjde z tamtad juz o 10. Dobranoc.