Witajcie. Długo nie pisałem.
Co u mnie? A czy to ważne?
Miewam wrażenie że piszę sam dla siebie. Chociaż, nawet i to jest dobre, bo mogę wylać swoje emocje.
Męczy mnie życie, ten świat, ta rzeczywistość. Szara, jebnięta rzeczywistość
No ale ok. Próbuje się nie załamywać. Pewien człowiek (Russell T.Davis) zwrócił moją uwagę słowami, że to nie życie jest do dupy, tylko rzeczywistość. I nawet teraz, pogrążony w melancholijnym nastroju- przyznaję mu rację.
Żyjemy w świecie w którym ludzie z powodu zwykłych papierków ,które codzienne są produkowane w niesamowitych ilościach (tudzież pieniędzy) głodują, odmawiają sobie wszystkiego, czują się mniej dowartościowani. W świecie w którym z powodu swoich upodobań, przekonań, zabijają innych, utrudniają im życie. To rzeczywistość, jednakże Życie to jednak smutne słowo , nie tylko wtedy, gdy się kończy.
Dzisiaj notka będzię trochę nieuporządkowana, ponieważ mam chaos w głowie. Przed chwilą dokończyłem oglądać nieznany mi wcześniej odcinek Doctora (limity i muszę czekać kilka dni by znów oglądać). I znów zostałem "wyruchany psychicznie". Chcę mi się płakać, położyć się i nie stawać; ale chcę mi się też żyć, i cieszyć się; chce mi się podziwiać wszystko co mnie otacza. Znów; znów to piękne dziwne uczucie.
Brakuje mi uczuć, czuje się zepsuty.
Czytam sobie "Prawa Murphy'ego", który był OPTYMISTĄ. Jedno z jego zdań będzie podsumować mój dziwny post, mianowicie:
"Uśmiechnij się... jutro będzie gorzej"
Co do rysunku- jeden z wielu, starych, niedokończonych "dzieł"
Jest I wojna światowa, święta. Dzieci które czekają na ojca cieszą się z prezentu jaki zrobił im obcy mężczyna (Doctor)
Matka wygania dzieci, krzyczy na nie. One nie rozumiejąc, odchodzą do innego pokoju, smutne.
-Ich ojciec nie żyje- wyjaśnia Doctorowi
-Przykro mi - jest zakłopotany
-Ich ojciec... mój mąż nie żyje, ale oni jeszcze nie wiedzą. Jeśli powiem im teraz to już na zawsze będą myśleć że to święta odebrały im ojca. Nikt nie powinien tak żyć. Oczywiście jak tylko skończą się święta to im...
Nie wiem dlaczego na nie krzyczę - mówi załamana
-Oh, to proste. Bo kiedy widzisz że są szczęśliwe wyobrażasz sobie jakie będą smutne. I serce ci pęka.
<W oddali słychać radość dzieci, znalazły kolejne prezenty. Doctor, poprzez smutek - usmiecha się>
-Co z tego że teraz są szczęśliwe, skoro potem będą smutne...? To z tego oczywiście, że potem będą smutne...
Pozdrawiam, Tomasz