Dziś weszłam do domu i nie było Cię.
nie było mnie, parę chwil, pobłądziłam gdzieś..
znów gubiłam sens by odnaleźć go za chwilę.
lecz tym razem nie czekałeś już, nie pytałeś gdzie byłam.
Tylko tyle, puste chwile, puste myśli..
może czekałeś cierpliwie ale musiałeś gdzieś wyjść dziś.
albo przyszli pan rozsądek i pani logika
i kazali zostawić Ci nieudacznika...
Zegar tyka, znów potykam się o swoje błędy..
a mówiłeś mi, że droga nie tędy.
pamiętam Twoje szepty, dziś nie ma ich i nie ma Ciebie
a ja siedzę tutaj sama i sama już kurwa nie wiem.
Tak będzie lepiej, bo nie chcę już przepraszać..
za płomienie, których nie umiem ugaszać..
za każde wspomnienie, za kartki z kalendarza..
za zrozumienie, chyba znowu się powtarzam..
Tak bardzo chciałam gonić, a czułam tylko mróz..
tak bardzo tęskniłam, za smakiem Twoich ust.
Błagam wróć, albo lepiej nie wracaj..
Byś nie musiał już przeze mnie płakać i
chyba taka droga będzie właściwa.
byś porzucił żal i w końcu był szczęśliwy..
Chciałam odpływać z Tobą utopić smutek.
I usłyszałam głos, pytałeś kiedy wrócę, i
Co tu robię i ze szukasz mnie wszędzie
A ja skłamałam, ze wyszłam tylko przejść się..
Bo jeśli tej zimy byśmy w siebie zwątpili..
bez uczuć i siły upadli wraz z nimi..
tworząc lawiny znów siebie zgubili..
a potem w poczuciu winy się roztopili.
A jeśli tej zimy znów spadnie śnieg,
a ja zostanę sama mimo ze znalazłeś mnie,
bo zgubie sens w codziennym pośpiechu..
nie mam siły..