Kiedy mama otworzyła drzwi do mojego pokoju dzisiaj rano, miałam ochotę czymś w nią rzucić i krzyczeć:
"LEAVE ME ALONE TO DIE!"
Zdjęcie takie tam Marciniakowe z wczorajszego skajpajowania. c:
____________________________________________________________________________________________________
Wybaczcie mi, że wczoraj zostawiłam Was w chuj, ale:
1) Nie chciałam wam psuć zabawy moim beznadziejnym humorem
2) Po piątkowym skajpajowaniu z Miśkiem do 3, dostałam taką zjebkę, że wolałam nie ryzykować kolejnej,
WIĘC NIE FOCHAJCIE SIĘ :c
Jak tam moje samopoczucie? Tak świetne, że aż mam ochotę umrzeć.
Mogę być sobie mistrzem robienia dobrej miny do złej gry, ale czasami zdarzają się wpadki. Nawet najlepszym się zdaża.
Dzisiaj wpadają Kuba, Misiek, Marciniaczka i Kubatka. Może po dzisiejszym dniu jakoś o wszystkim zapomnę, chociaż na chwilę. Będą orgie.
Trololololololo!
Zaczynam się zastanawiać nad znaczeniem moich snów. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak schizowych snów, jak w ostatnim czasie. Więc tak oto, dodając parę opisów, z mojego dzisiejszego snu powstaje ładne opowiadanie:
Dawno temu, gdzieś w odległej krainie, żyła sobie pewna królowa. Nie była ona nikim nadzwyczajnym, nie była piękna, ani specjalnie utalentowana, ale dbała o swój lud. Jej poddani powszechnie ją lubili, życie mieszkańców królestwa toczyło się powoli i spokojnie. Królowa jednak posiadała jedną malutką wadę - miała zbyt dobre serce. Zawsze starała się dogodzić każdemu. Ludzie dostawali od niej wszystko, co tylko sobie zażyczyli, a królowa cieszyła się ich szczęściem. Bezgranicznie ufała swoim ludziom.
Oni jednak, znając naturę ich władczyni, postanowili to wykorzystać. Każdy prosił o mnóstwo rzeczy i przysług, czasem tak absurdalnych, że trudno było sobie je wyobrazić. Królowa oczywiście, starała się zadowolić każdego, ale coraz mniej jej się to udawało.
Któregoś dnia, między dwójką sąsiadów doszło do sprzeczki. Każdy z sąsiadów sądził, że to on ma rację. W końcu, jeden z nich wybrał się do pałacu i poprosił królową o to, ażeby stanęła po jego stronie i pomogła mu wyeliminować jego wroga. Królowa nie chciała stawać po żadnej ze stron. Nie chciała, żeby między jej poddanymi panowała niezgoda i odmówiła pomocy.
Spór trwał bardzo długo, a kłótnie zamiast lżeć, były coraz ostrzejsze. W końcu doszło do tragedii - sąsiad zabił sąsiada!
Owy człowiek został wezwany na sąd, nie chciał jednak odpowiadać na żadne pytania, mówiąc, że jest niewinny. Zapytany o winowajcę, odpowiedział:
"Królowa! To ona jest winną, ona! Nie chciała stanąć po rzadnej ze stron! Gdyby to zrobiła, nie doszłoby do tragedii. To ona jest winna, ona!"
I od tego dnia, wszyscy poddani mówili jednym głosem, że królowa nie ma serca.
Pod pałacem królowej wciąż i wciąż trwały bunty i strajki. Królowa, zważywszy na jej łagodną naturę, bardzo cierpiała. Ludzie wykrzykiwali w jej kierunku wyzwiska i rzucali kamieniami w jej okna. A królowa? Ona siedziała w swoim łóżku i rozmyślała.
"Czy warto było przychylać nieba tym łajdakom? Czy warto było się o nich troszczyć? A oni tak się odpłacają? Czy warto wylewać przez nich łzy? Dlaczego to ja mam cierpieć?"
I w tym momencie wstała i mamrocząc, wydała wyrok:
"Ściąć ich. Ściąć ich wszystkich. Niech cierpią tak, jak cierpiałam ja."
Jeszcze tej samej nocy, ulice jej królestwa spłynęły krwią, a ona została sama.
Tak więc, zaczynam się zastanawiać także, czy z moją głową jest wszysko okey. c: