cześć, niedawno skończyłam 20 lat, a dopiero od dwóch miesięcy korzystam z życia.
dobra, nie tak jakoś do końca, nieważne. ostatni rok należał do burzliwych, ostatnie miesiące były pełne krzątaniny myśli, niepewności, cogdziejak. chciałam na siłę się ustatkować, na siłę dorośleć, uciekać, by potem wracać. chciałam po prostu być szczęśliwa i szukałam miliona sposobów.
aż przez przypadek wyszło jak wyszło. wyszło niespodziewanie, choć nie nagle. cegiełka po cegiełce, jak to ładnie zostało ujęte. nie odważyłam się wyjechać, może tak miało być, a może będę żałować.
tak naprawdę: wszystko płynie.
pozwoliłam siebie traktować źle, a kiedy uświadomiłam sobie, że przecież samą siebie poniżam, nie umiałam skończyć. patrzyłam w lustro i myślałam: przestań dawać sobie pluć w twarz. ale za chwilę moja własna ślina ściekała mi po brodzie.
skończyłam to bez słowa, taktyką uniku. nie jest to forma zemsty, bo życzę ci szczęścia, aczkolwiek z dala ode mnie. choć należysz do osób, które szczęścia nie chcą, ale to już nie mój problem. życz mi, bym była szczęśliwa.
nie mówię, że to, w jaki sposób żyję dzisiaj jest dobre. na chwilę obecną mi to odpowiada, nie myślę za bardzo o jutrze. nie chcę na siłę się ustatkować, drobnymi kroczkami jakoś to sobie idzie. a i nie twierdzę: JESTEM TERAZ TAKA SZCZĘŚLIWA. w sumie jestem trochę zmieszana.
ale nie narzekam, pozwalam temu płynąć spokojnym nurtem. bo.. co nagle, to po diable, podobno.