Mój aniele stróżu z czarnymi skrzydłami (bo napewno masz hebanowe),
chroń mnie od zła wszelkiego, bo każdego dnia kołyszę się nad przepaścią. Jeśli spadnę, to właściwie nic w świecie nie ulegnie zmianie, ale tak cholernie spadać nie chcę i nie mam zamiaru. Pomimo spychających myśli i podkładających nogę chwil. Jest kilka osób, które dokładają obok mojej samotnej dróżki pola, na których mogę postawić stopę bez zachwiania. I własnie za to im dziękuję.
Codzień na nowo rodzę się i umieram.