Jedyne czego żałuję z ubiegłej nocy to tego, że już się skończyła. Cudowna noc!
Wytańczyłam się, wybawiłam, wyściskałam starych, dobrych przyjaciół.
Tańczyliśmy i śmialiśmy z niczego, aż do utraty tchu.
Przywitałam Nowy Rok we wspaniałej atmosferze, wśród genialnych ludzi.
Gwieździsta noc i moc fajerwerków, te uśmiechy i szczęście wymalowane na twarzach.
Czułam się zwyczajnie szczęśliwa.
Później zupełnie niespodziewany telefon z Anglii od mojego K., tak rzadko mamy okazję porozmawiać.
Aż serce mi szybciej zabiło na myśl o tym, że zadzwonił, że pamiętał.
Twoja "maleńka" nie może doczekać się wakacji :)
Zabawa trwała do białego rana, do utraty sił.
Poszczęściło mi się i pewien bardzo miły ale trochę oszalały ;) mężczyzna odwiózł mnie pod sam dom.
I jeszcze dostałam obiecywane Martini prosto z Włoch, szkoda, że znowu się tak długo nie będziemy widzieć.
To będzie dobry rok, mam nadzieję, że równie dobry jak poprzedni,
który od początku do końca był szalony, nieprzewidywalny i pozostanie niezapomniany :)