Wakacje mijają mi w zatrwarzającym tempie. Tak szybko, że nie mam czasu żyć, czuję się jakbym była zaprogramowana. Każde wyjście "na balkon obok" w nocy oznacza to, że następnego dnia nie da się rady przepracować kolejnych 11 godzin.
Wyjścia na balkon to jedyna imitacja normalnego życia, które zostawiłam w Polsce. Bez przyjaciół, z zupełnie obcymi sobie ludźmi, którzy są wpisani w mój dzień. Uwielbiam ich i cieszę się, że poznałam takich ludzi jak oni ale tęsknie za boomem, za normalnym wyjściem gdzieś, gdzie wiadomo, że spotka się milion znajomych twarzy. Tęsknie za bzdurną mentalnością ludzi tam u nas.
Minął jeden głupi miesiąc, gdzie tylko spałam i pracowałam i piłam wino do rana na balkonie [za 2 euro! a jakie zajebiste!]. Boli mnie, że tyle się u Was dzieje. Tyle imprez, wypadów czy czegoś. a ja tu tkwie żeby zarobić na zabawe z Wami od października.
[chyba, że zostane tu na rok i od razu kupie auto ;p]