Wracamy. Jako małżeństwo. Nie było hucznego wesela i białej sukni bo to nie nasza bajka. Byli tylko rodzice i świadkowie. Obiad z rodzicami a ze świadkami piwo i kręgle. Tydzień poślubny spędziliśmy nad polskim morzem, 11 godzin w pociągu - ale warto było. Ja zostałam przy swoim nazwisku (bo ładniejsze i przez te dwadzieścia parę lat zdążyłam się do niego przyzwyczaić :D). I bardzo się cieszę, że nie dałam sie przekonać wszystkim 'życzliwym' że nie wypada, że obrączki powinny być złote a nie wyglądac jak metalowe nakrętki, że czemu nad Bałtyk a nie do Tunezji... Było tak jak chcieliśmy i kropka. To był Nasz dzień.