photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 22 LIPCA 2011

celebrate

Genialny miesiąc. Tyle dobrych rzeczy, które się ostatnio dzieją... aż nie ogarniam :) Zaczęło się od spontanicznego wypadu do Międzyzdrojów by odwiedzić świeżo upieczonych małżonków. Plan był taki, że wpadamy o godzinie 9 nad morze i siedzimy cały dzień na plaży. O 20 mieliśmy powrotny pociąg do Poznania. Nie wyszło tak jak zaplanowaliśmy. Normalka. Na miejscu przywitały nas okrutne chmury i deszcz, który padał tak jakby chciał a nie mógł. W każdym razie o plażowaniu nie było mowy. No to trzeba było zająć się spacerowaniem i korzystaniem z nadmorskich uciech. Gofry i lody poszły w ruch. Ogólnie było co robić i ani się spostrzegliśmy jak nadeszła godzina 17. Głód doskwierał więc wybraliśmy się na pizzę. No i to był moment przełomowy. Nagle słońce zaczęło świecić jak oszalałe. Niewiele myśląc zabraliśmy dwie pizze na plażę i rozkoszowaliśmy się chilloutową atmosferą. Było tak ciepło, że nie mogliśmy sobie z Mają odmówić pierwszej w tym roku kąpieli w Bałtyku. Cudownie po prostu. No i tak napawaliśmy się tą cudownością, aż Giecewiczowie namówili nas, żebyśmy zostali jeszcze na jeden dzień. Długo to trwało zanim nas przekonali, ale jednak. Znaleźliśmy z Mają jakiś pokój na jedną noc (co łatwe niestety nie było), odświeżyliśmy się no i wyruszyliśmy w miasto korzystać z wakacyjnego imprezowiska. Tradycyjnie winko na plaży i szok... dzik buszujący w piasku. Serca nam stanęły kiedy przebiegał wściekły kilka metrów od nas. Do tej pory nie mogę i zrozumieć co tam robił dzik. Później nightlife, salony gier, trochę alkoholu, mnóstwo zabawy. Jako, że nie spaliśmy od prawie doby, a z pokoju musieliśmy wymeldować się do 10:00 to z miasta wróciliśmy gdzieś po 1. Z rana szybki prysznic, pakowanie i migiem znów na plażę! Mega pogoda. To, że zostaliśmy na jeszcze jeden dzień było najlepszą decyzją ostatnich tygodni. Pokorzystaliśmy ze słońca, z morza, powkurzaliśmy się na pseudosiatkarzy, aż w końcu przyszedł czas pożegnania. Wcześniej jeszcze ogromne naleśniki z kolorowymi drinkami i krótki spacer po promenadzie. Giecewiczowie pojechali a my mieliśmy jeszcze parę godzin do pociągu. Z tym też były przygody, bo bilet który mieliśmy przy sobie nie nadawał się na wszystkie trasy i musieliśmy czekać aż do 20.14. Nie byłoby to takie złe, gdyby w trakcie powrotu z dworca do centrum nie złapało nas okrutne oberwanie chmury. Deszcz padał aż do 20, więc to był znak, że na pewno Międzyzdroje musimy już opuścić. Zmęczeni ale spełnieni zapakowaliśmy się do TLK i ruszyliśmy w stronę stolicy Wielkopolski. Mega wyjazd!

W telegraficznym skrócie. Poker u Matiego, odpadłem jako pierwszy i dalej oglądałem wymęczone zwycięstwo Wisły w Rydze 1:0. Żużel z Maćkiem. Nigdy nie podejrzewałem, że razem będziemy oglądać ten cyrk. Ale co było śmiechu! :D Zdecydowanie musimy to powtórzyć. Polska złota, ale to nie było najważniejsze :P Zaczął się też mój ukochany Tour De France. Peleton wjechał w Alpy, a mój faworyt - Alberto Contador niespodziewanie odpadł. Szkoda. Tuż przed pięknym etapem na Alpe d'Huez, czasówką i metą w Paryżu pretendentami do zwycięstwa są bracia Schleck i Cadel Evans. Chyba nikt więcej do rywalizacji o żółtą koszulkę się nie włączy. Wspominałem o Wiśle, która przeszła Skonto, to muszę wspomnieć o Śląsku, który kilka minut temu wyeliminował z Ligi Europejskiej słynne Dundee United. No i jeszcze poznańskie Porsche Open i nasz as Łukasz Kubot na żywo! Dobry mecz, chociaż do końca nie wierzyłem, że Polak wygra. Jakimś cudem w tie-breaku się udało. I kankan był :D Dalej. Jak co wakacje skończyłem wszystkie serie Przyjaciół. 10 sezonów w całości już chyba po raz trzeci lub czwarty. Za każdym razem śmieszą tak samo :) Zastanawiam się co ja mam teraz robić przed snem?

No i wielkie świętowanie. Najpierw padło na Gacka, który po ciężkim boju wreszcie obronił magistra na 5! Nie wiedział jednak, że to nie koniec emocji dla niego w tym dniu. Zawiązała się grupa konspiracyjna, która postanowiła mu przygotować wieczorne przyjęcie niespodziankę. Długo kazał na siebie czekać, w tym czasie zajęliśmy się jednak gotowaniem przeróżnych smakołyków i szykowaniem grilla. W końcu podstępem zwabiony do salonu Gacek z zawiązanymi oczami wymacał na nieświadomce Giecę, a potem odchylając chustę zaszokował się widokiem kilkunastu osób z balonami ukrytymi za kanapą. Wyszło mega, chociaż Gacek miał chyba inne plany na ten wieczór :P Mimo wszystko było świetnie, smacznie i oczywiście tradycyjny psychiatra musiał dojść do skutku. Gacek szczęśliwy, powiedziałbym nawet, że wzruszony, a my zadowoleni, że niespodzianka się udała. Oby więcej takich powodów do świętowania.

Właśnie. Tego było mało, bo równo tydzień później na nieco niższym stopniu broniła się moja Maja, a ja w tym samym czasie miałem ważną rozmowę kwalifikacyjną. Nieźle się zgraliśmy bo jakoś po 12 moja kobieta wyszła z sali z piatką, a ja z gabinetu z pracą. Również na spontanie przygotowaliśmy małe świętowanie. W mniejszym gronie niż u Gacka, ale liczy się jakość nie ilość :D Zresztą wiele osób było z nami duchem ;) Trochę (chyba nawet za dużo) żarcia, szampan i Pringlesy. A do tego wesołe opowieści i snucie planów, nawet z pięcoletnim wyprzedzeniem. Miło było, ale się skończyło. Jeden z najszczęśliwszych dla Nas dni właśnie mija a ja mogę położyć się spać spełniony. Przed nami kolejne wyzwania i oby również za niedługo były kolejne okazje do świętowania. Tego sobie i Wam życzę ;)

A do Hip Hop Kempu już tylko 26 dni i już zaczynam się mocno podpalać kempową atmosferą. Zwrotki na konkurs wysłane, raczej nie wygram, ale liczy się zajawka. Hradec Kralove, szykuj się!

Tyle :*

Komentarze

~dee hahaha ... boshh ale mi gacek wioskę zrobił - taniec robot! :P
07/02/2012 18:25:47