Na zdjęciu: Najkowa (czyt. ja)
Byłam i tu i tam. Wszędzie mnie było pełno, a zwłaszcza mojego nowego entuzjazmu na życie. Przede wszystkim było i jest pełno mojego szczerego uśmiechu, jaki też widać na powyższym zdjęciu. Nie powiem, pewna osoba, a nawet dwie dały mi nieźle w kość. Ale dzięki temu nauczyłam się, że nie powinnam dawać im zatysfakcji. A zresztą i tak nie mam z czego jej dawać bo te wszystkie przykrości zaczęły mi totalnie zwisać i mam jednym słowem na nie olew.
Ale dziękuję wam, drodzy Państwo Anonimowi za to, że pokazaliście mi ile jestem warta! Zawdzięczam wam to i (na całe szczęście) nic więcej.
Dziękuję też innym wspaniałym osóbkom, które podnosiły mnie na duchu i dzięki którym jestem bardzo szczęśliwa.
Dziękuję Patrycji, która w każdej chwili była skłonna mnie pocieszyć i podnieść na duchu, nawet samym spojrzeniem.
Dziękuję Marianowi, który był i jest ze mną zawsze i wszędzie oraz był ze mną tego strasznego dnia - 25 czerwca - i zatapiał wraz ze mną smutki w piosenkach Króla Popu.
Dziękuję Marti, Viki, Mrófce, Deni, Oli i reszcie dziewczyn. Gdy byłam zdołowana, wiedziałam że zawsze usłyszę od was miłe i zabawne (tu zwracam się jak najbardziej do Viki) słowo. Czuję się jedną z was i jestem dumna, że mogę być z wami! <3
Dziękuję Mateuszowi, którego entuzjazm zaraził mnie na sam jego widok! Uwielbiam blask radości w Twoich oczach oraz (ku moejmu zdziwieniu) zachwytu, gdy robię Ci zdjęcia.
Dziękuję przede wszystkim Tobie, Michael, że gdy potrzebowałam energii i siły do dalszego działania, Ty mi ją dawałeś. Dziękuję za to, że jesteś moją inspiracją i najlepszym przyjacielem. Za to, że dałeś mi opanowanie i spokój w ostatnim dniu, oraz za to, że wiem, że jesteś ze mną każdego dnia.
To tylko cząstka tego, za co jestem wam wdzięczna.
Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie Wy.
Zapewne nie miałabym nawet siły na to, żeby cokolwiek tutaj napisać.
A więc ogłaszam swój wielki Come Back.