Zapadła dziura. Pozostałość po płucach, po wątrobie, po nerkach, po sercu i po niematerialnej świadomości.
Śmiesznym we współczesności jest usilne doszukiwanie się przysłowiowej dziury w całym. We wszystkim. W idealnym związku z idealnym facetem, w idealnych kłótniach, w idealnej butelce Martini, w idealnie spędzanym czasie, w idealnych planach na przyszłość. A skoro szuka się czegoś na siłę, to zawsze się to znajduje.
Związek jest ograniczeniem, facet okazał się chamem, kłótnie przestały wzbudzać dreszcz emocji, butelka opróżniona leży pod ścianą, czas, okazuje się jest poza tym wszystkim a przyszłości nie ma.
Odrobinę pesymistycznie patrzymy na świat, myślę. My, jako ludzkość, jako całość, jako masa. Czemu ludziom, którzy rozpaczliwie pragną optymizmu i różowych okularów tak trudno jest się pozbyć szarej codzienności i chociaż przez dziesięć minut dziennie z uśmiechem patrzeć przed siebie. To generalnie nie jest taki wielki wyczyn, Mount Everestu tym nie zdobędziemy - jednak zrobimy krok do przodu. Taki mały. Teorytycznie nieistotny, praktycznie najważniejszy.
Oczywiście są i tacy niepoprawni, dwudziestoczterogodzinni optymiści, wręcz irytujący swoim dobrym humorem i uśmiechem - ale to oni najczęściej kończą w psychiatrykach albo na stryczkach zwisających z sufitów w ich optymistycznych mieszkankach.
Ale od zawsze wiadomo, że ludziom nikt nie jest w stanie dogodzić. Zawsze będzie źle albo niedobrze.
Dlatego proponuję tylko dziesięć minut dziennie. Dziesięć minut odpoczynku od smutku i szarości. Serio, spróbujcie. Działa.
"Nadzieja jest o wiele smutniejszym słowem niż się sądzi."
Remarque
Niektórzy nabawili się alergii na optymizm. Alergie to powszechny problem dzisiejszego społeczeństwa.
Ja mam alergię na obłudę.
Szkoda, że inni tego nie tolerują.
Popatrz mi w oczy i powiedz, że już mnie nie kochasz...