I straciłam panowanie.
Ileż można trzymać w sobie wszystkie problemy, znosić jad samozwańczych przyjaciół, słuchać o niepowodzeniach, radzić wszystkim w około i nie oczekiwać pomocy ani chociażby wsparcia czy zrozumienia.
Oficjalnie przepraszam i wracam do chowania własnych smutków i problemów głęboko w sobie, wracam do roli bezpłatnego psychologa, psychiatry i przyjaciela. Zapraszam, znacie mój numer.
Ale tak czy siak zapamiętale brnąć w coraz to gorsze gówno, przed oczami mając ten jeden absurdalny cel, powoli tracimy wszystko. W miarę zanurzania nosa w tym bagnie wytraca się z nasz rzeczywistość. Prawdziwość. Kto teraz może bez bicia przyznać się, że żyje bez maski, że zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji jest sobą i tylko sobą? Nie spotkałam nikogo takiego.
Oczywiście zdarzają się idioci, myślący, że to, kogo aktualnie udają jest właśnie esencją ich własnej osobowości. Nie. Po stokroć nie.
Sobą jesteśmy tylko i wyłącznie w domowym zaciszu. Nawet nie - we własnym łóżku, w pokoju. Sobą jesteśmy, gdy bez skrępowania robimy coś, na co nigdy w życiu nie zdobylibyśmy się pośród ludzi.
Ludzie czasem są trochę bardziej prawdziwi. Gdy robią to, co kochają. I co nie jest na tyle "obciachowe" by nie robić tego publicznie. Wtedy są odrobinkę bardziej sobą niż zwykle.
Ale to tylko pęknięcie na masce.
Każdy ma całą szafę tych masek.
A Ty, czy masz je wszystkie?
Osz to w mordę.
"Zdolność bystrej obserwacji jest nazywana cynizmem przez tych, którzy jej nie posiadają."
Shaw
Panowanie powróciło. Jak słodko.