Mam serdecznie dość schematów. Nie tylko niektórych, wszystkich. Ta schematyczność mnie zabija, czuję to. To coraz bardziej mnie dusi, wzbudza coraz większą awersję do tej osoby. Jak wiele razy można wystawić drugą osobę? Jak długo można ją zawodzić, pokazywać, że nie można jej zaufać. Próbowałam, wmawiałam sobie, że do niczego się nie nadaję. Bo przecież to ja jestem problemem, czy tak? To ja składam setki tysięcy obietnic, tylko po to by druga osoba miała wrażenie, że wszystko co złe jest tymczasowe. To się zmieni, ale k$%$%, ile tak można? Do kolejnego załamania nerwowego? Czekając na zmiany, dzień po dniu łudząc się, kurczowo trzymając się choćby najmniejszego płomyka nadziei. Jaki w tym sens? Dni przepływają mi przez palce, a ja wciąż...wierzę? Chciałabym się czasami uwolnić, to nie może być to. Czy byłam w przeszłości na tyle paskudną jednostką, żebym zasłużyła na karę w późniejszych latach? Być może, jesli wierzyć temu, że karma zawsze wraca.
Miłość to paskudna choroba. Wyszłabym z tego wszystkiego z twarzą, jeśli zdołałabym obudzić w sobie głęboko ukryty pierwiastek femme fatale. Tymczasem próbuję złapać oddech, walczę o ten cholerny haust powietrza, bo to wszystko mnie po prostu niszczy. Tak najzwyczajniej w świecie, zabierając mi tożsamość. Kawałek po kawałeczku. Nie pozwolę, żeby zdeintegrowało mnie do końca,. Wtedy nie będzie odwrotu. Tylko nie wolno mi przestać walczyć o powietrze, o przestrzeń. Inaczej przepadnie wszystko...
29 LIPCA 2017
13 LIPCA 2017
12 LIPCA 2017
9 LIPCA 2017
11 LIPCA 2016
9 LIPCA 2016
6 LIPCA 2016
4 LIPCA 2016
Wszystkie wpisy