Tak sobie myślę, że to już dla mnie czas, by wrócić do życia.
Sąsiedzi niedługo będą mnie rozpoznawać po "stroju domowym" (ostatnio jest to błękitny komplecik w żółte owieczki), ja sama już zapomniałam jak to jest normalnie się ubrać, o makijażu nawet nie wspominając. Fakt, moja garderoba jest trochę ograniczona ze względu na moje obecne wymiary, ale mam chyba jeszcze trochę rzeczy, w których może uda mi się nie wyglądać jak Buka z Muminków.
Wiedziałam, że ten rok będzie dość specyficzny, wiedziałam, że mogę być nieco wyjęta z życia, ale nie sądziłam że z takiego powodu. Cóż, lato będzie raczej odwołane, przyoszczędzę na kupowaniu nowych ciuchów, nikt mnie nie będzie odwiedzał i wkurzał gdy będę świrować w połogu.
No dobrze. Na balkon czasem wiatr przywieje mi skądś zapach białych kwiatów, dziwne drzewko w korytku po pelargoniach sobie rośnie, na parapecie ładnie rozwija się rzeżucha. Z pachnących roślin zostaje mi niestety jeszcze tylko szczypiorek w kuchni i geranium w salonie, chyba, że oregano i rozmaryn na balkonie się trochę za siebie wezmą. Lawenda jak to lawenda postanowiła umrzeć, ale to i tak był najdłużej żyjący okaz jaki miałam. Jest względnie dobrze. Biorę się za konkrety.
Koniec bycia bułą.