30 lipca 2019
Pięć miesięcy w nowej pracy minęło parę dni temu i już mam pierwszy kryzys. Miałam nadzieję, że wytrwam chociaż pół roku. Cóż, zabrakło niecałego miesiąca. Koszmarny upał, nieogar ludzi "z góry" i przede wszystkim system, na którym pracuję oraz liczba godzin i wciąż rosnąca ilość obowiązków powodują u mnie śmiech przez łzy, zrezygnowanie i łapanie się resztek nadziei na to, że kiedyś mi się takie doświadczenie przyda. Bo już nawet nie chce mi się wiązać z tą firmą dłuższej współpracy (aczkolwiek jeszcze jej do końca nie wykluczam).
Wypite wino i rozmyślania wygoniły mnie na balkon, gdzie tworzę ten post z nadzieją, że nie użre mnie żaden nietoperz, których w mojej okolicy mnóstwo, a trzeba Wam wiedzieć, że w Poznaniu aktualnie panuje wścieklizna wśród tych małych pożytecznych stworzonek.. No i nie oszukujmy się, siedzę tu też dlatego, że temperatura w końcu zrobiła się znośna, a poduszki na balkonowej ławce mam całkiem wygodne.
Życzcie mi powodzenia. Jutro dalej będę się zmagać z absurdami.
Trzeba mi było się rozwijać?!