Wyczuwam nadchodzące niebezpieczeństwo. Mieszam za dużo u wszystkich. Mój cel zaciera się z możliwościami. Zapewne na za dużo sobie pozwalam. Czuje zaniepokojenie. Nawet mimo analiz i szybkich reakcji czy wyciągania wniosków, nie potfarię przewidzieć i określić jaki będzie koniec. Zakończenie trwa już od pół roku, ale póki nie jest dobrze to zawsze będzie dopiero początek. Niech już będzie dobrze, niepewność jest zbyt duża. Moja decyzja, Twoja decyzja, Wasza decyzja, Nasza decyzja. Za dużo tego. Nie powinno to się tak rozłożyć. Wszystko powinno być poukładane. Kiedyś była moja, potem Twoja, teraz i moja i Twoja. Moja łatwiejsza, moja może się dostosować. Lecz nie wiadomo ile będzie to trwać. Zawsze? Najdłużej? Długo? Określenie długo ma zawsze inny wymiar czasowy. Chyba czasem, zazwyczaj wieczorami i nocą zaczyna mnie to przerażać. To nic. Będzie co będzie. Nie tworze sobie wrogiego nastawienia społeczeństwa, chce spokoju.
Kiedy? Ile to może trwać? Patrząc trzeźwo i realnie jest już na prawdę nie wiele czasu, a to mówi automatycznie o tym, że dobrze nie będzie. Gdy nie będzie dobrze to nie będzie koniec. To będzie cały czas trwać. Tylko rzadziej będzie to widać. Rzadziej będzie to spotykane. Ale będzie. I kiedyś znów wybuchnie. Obawiam się, że to będzie tak w kółko, nieskończenie, na okrągło.
Chodzisz po jebanym okręgu i nie umiesz z niego wyjść ani też wejść do środka. Pułapka.