Jakieś urocze miejsce w Wielkiej Brytanii. Ładnie tam u nich, jaka pora roku by nie była to jest tak jesiennie.
Ostatnio jakaś taka jestem... przymulona. Może zapadam w sen zimowy.
Dostałam kalendarz adwentowy. Taki ładny, z misiem-mikołajem i bałwankiem.
Do kolejnego etapu Olimpiady Historycznej się już nie dostałam. Trudno. Maybe next year.
Nie czuję się najlepiej... Siedzę i słucham muzyki. Od dawna tego nie robię. W kółko zapętlam coś neutralnego. Jakieś głupie seriale, radia internetowe, muzykę klasyczną, bez słów. Czuję lekki wewnętrzny chaosik.
Ale nie będę się bawić w grafomańską romantyczną pseudoartystkę.
W szkole coraz lepiej. Nie idzie mi tak źle jak się spodziewałam.
Jakoś tak... Ostatnio dużo sobie przypominam. Zabawne, jak wiele kompletnie losowych rzeczy okazało się nie być losowymi.
I zabawnie dużo rzeczy pozornie bez znaczenia zapamiętałam jakoś szczególnie. Losowe melodie, przedmioty, osoby, bedace waznymi wspomnieniami ^^
Przy rozmowie z Muttleyem zmuszona byłam uznać że rok 2011 uważam chyba za lepszy od bieżącego, któy dobiega ku końcowi.
Szczególnie jego drugą cześć, tą jesienną.
Distance grows fonder, Sincere I wonder
Lover or ally, Cleanse me, don't try
Torture, cave in, Bruise me
'Til I say when, Cuz I've got
No patience
So hold me
While I hold you