Myśli to takie tajemnicze, skomplikowane i przedziwne zjawisko. Czasami gdy przychodzi taka chwila, że człowiek zaczyna myśleć bardzo poważnie o wielu sprawach, może się zdarzyć, że dochodzi do przykrych wniosków. Kiedy się tak analizuje swoje życie i widzi wszystkie błędy i niedociągnięcia, nie tylko swoje, ale i najbliższych, to chciałoby się stracić zdolność myślenia choć na chwilę. Osobiście, patrząc na to, co się dzieje we mnie i przy mnie, zaczynam myśleć, że nie ma miłości. A jeśli jest, to jest to zjawisko tak niezwykle rzadkie, że trudno się z nim zetknąć. W lojalność, szczerość i bezinteresowność też coraz trudniej uwierzyć. Najgorsze jednak są te chwile, kiedy człowiek próbuje się w tym odnaleźć, zrozumieć coś, dotrzeć do czegoś(/kogoś..), a i tak otrzymuje niejasną odpowiedź, która zamiast uspokoić całkowicie odbiera chęci do czegokolwiek. Wpadłam w bardzo złe i wyniszczające błędne koło. A nawet w kilka takich kół. I coraz częściej zaciskam mocno zęby i uporczywie powtarzam sobie w myślach, że to nie jest dostateczny powód, by wybuchać płaczem... Mimo, że ostatnio mam wrażenie, że wystarczy drobny gest, by całe moje życie i to wszystko co mam rozsypało się w drobny mak. Ja tylko chciałabym być szczęśliwa cały czas, a nie tylko chwilami, zastanawiając się, czy mi wolno... A tak poza tym, to nie potrafię już sama zasypiać. I zimno mi. Strasznie.