Siedzę w pustym mieszkaniu, myślę o tym jak było.
Pytam czemu, to wszystko się tak szybko zużyło.
Czy to miłość w ogóle, skoro zgasł już ten płomyk.
Cały ból w tym momencie, nie jest mi oszczędzony.
Ciągle myślę o zmianach pragnę lepiej się poczuć.
Ale budzę pijany w aucie gdzieś na poboczu.
Patrze w niebo i pytam gdy ten obraz się ściemnił.
Czy tą pustkę po tobie da się w ogóle wypełnić.
Wiem że nie jesteś sama chcę byś była szczęśliwa.
Chociaż gasnę i czuje jakbym nie miał paliwa.
Nic mi nie pozostaje idę z wódką się zjednać.
Powiedz mi gdzie ty jesteś kiedy jesteś potrzebna.
Myślę o twoich dłoniach.
Do tej pustki i ciszy nie mogę się przekonać.
Rana cały czas krwawi, pewnie znów mi się przyśnisz.
Teraz piję bez względu na to co o tym myślisz.
Dłonią uderzam w stolik szklanka spada na ziemie.
Chcę zadzwonić lecz dobrze wiem że nie powinienem.
Ta nadzieja umiera kiedyś byłaś mi bliska.
Teraz wątpię bym mógł Cię kiedykolwiek odzyskać.