Rany. Przestaję się poznawać. Coś dziwnego jest.. Właściwie wszędzie jest.
Próbuję dojść w czym problem, ale nie potrafię. W końcu nic nie pozostaje niezmienne. Wszystko ulega zmianom. Choć ten tekst z poczwarką i motylem zdecydowanie nie psuje.
Nowa szkoła z lekka mnie przytłacza. Za dużo się tam dzieje. Ostatnio na nic nie mam czasu. Ani siły.
Choć i tak jest o niebo lepiej niż na początku roku. Mamy paździrnik i zaczynam wpadać w rutynę. Pewnie to wszystko dlatego.
Liceum wbrew pozorom nie jest takie straszne. Nauczyciel zawsze pozostaje nauczycielem, a uczeń, uczniem. To nie szkołą się zmienia, ale my. Co za tym idzie nadal mogę się bezkarnie objać i dobrze na tym wychodzić.
Mój plan na najbliższe miesiące?
Nie dać się. Rutynie, jesiennej chandrze i samotności.
Uczyć się żyć i przyjmować swoje życie, takim jakie jest.
Rozwijać się, szukać nowych zainteresowań i nowych ludzi.
Szukać czasu na to czego jeszcze nie zrobiłam, a zrobić bym chciała.
Czyli tak w skrócie - mam zamiar żyć i coś z tego mieć.
A skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.
<3