Dziś dzień wielkich decyzji, o dziwo takich, które znów są na kursie pod prąd oczekiwaniom czy utratym schematom, ale tym razem sporo osób je wspiera. Nadszedł więc czas przeorganizowania życia.
Ostatnio w ogóle moje życie składa się z wyborów.
Niektóre z nich są na prawdę kiepskie, jak zbytnie otworzenie się i pokazanie swojego środka, co skończyło się pewnym wyrzuceniem poza nawias, zza którego nie ma już wyjścia, ale z każdym dniem czuje się z tym coraz lepiej. Nie ma co rozpaczać po tych, którzy nie mają zbyt wiele empatii i zrozumienia.
Inne decyzje są mega dobre i pomagają się ogarnąć w mega ciężkich chwilach. Jak ta o przygarnięciu od znajomych małej znjdy ze zdjęcia. Myszka, która mogła umrzeć na ulicy z zimna i głodu znalazła choć na chwilę bardzo kochający dom. Nie było łatwo wstawać co kilka godzin w nocy, aby karmić ja mleczkiem ze strzykawki, nie było łatwo szukać jej domu i nie łatwo było oddać ją w najlepsze możliwe miejsce. Jeszcze trudniej było dowiedzieć się, że mimo iż została przygarnięta przez mysią mamę wychowująca własne maluszki, mimo iż wszystko szło w dobrą stronę mała MiKulka pożegnała się ze światem. Przynajmniej wśród adopcyjnej mysiej rodziny, w ciepłe i z pełnym brzuszkiem. I nawet jeżeli zdążyłam się do niej przywiązać przez 4 dni tak mocno, że każde spojrzenie na tymczasowy, pusty już domek wyzwala fale smutku i tęsknoty, to uważam, że przygarnięcie jej było świetna decyzją, dało mi kopa do działania, którego mi brakowało.
I wciąż nie wiem co przyniesie jutro, ale póki co mam w sobie spokój, poczucie, że nie muszę się go bać.