photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 3 WRZEŚNIA 2015

no ordinary love

Pisząc tę część zrobiłam sobie chwilę przerwy i poszłam zrobić kaszę manną. Smak dzieciństwa <3


LII. Chcę drania, co wart kochania! 

Rylee nie śpi całą noc. 

Kiedy zaniepokojona dzwonie do przyjaciółki dowiaduję się, że po prostu nie powinnam dać jej zasnąć w aucie. Teraz, kiedy się wyspała, nie ma opcji, by zasnęła przed świtem. Hura.. Z Roarke, który uparł się zostać, staramy się jakoś zabawić nieszczęsne stworzenie. W końcu niemal wszystkie zabawki walają się po moim pokoju, a kiedy mała pada ze zmęczenia, zasypia też Roarke. Nie mogąc się powstrzymać, robię zdjęcie małej śpiącej na jego brzuchu i wysyłam Trevowi z podpisem: W końcu padli... Uznając, że nie ma sensu iść spać o piątej, by wstać o siódmej, zaczynam po cichu sprzątać mieszkanie. Korzystając z chwili ciszy przeglądam lodówkę, robię listę zakupów, nastawiam pranie i kiedy dochodzi siódma nastawiam ekspres. 

Wchodzę ponownie do sypialni. Roarke akurat kładzie powoli śpiące dziecko na moim łóżku. Słysząc mnie, odwraca się i uśmiecha. Kładę palec na usta i wychodzę. Po kilku minutach mężczyzna pojawia się. Widać, że zahaczył o łazienkę.

-Jak się spało na mojej twardej podłodze?- pytam cicho, śmiejąc się pod nosem.

-Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że ledwo kontaktowałem- przeciera zaspane oczy.

Podaję mu kubek z kawą i siadam przy stole.

-Dzięki, że zostałeś. Sama bym chyba zwariowała.

-Zauważyłem, że bardzo ostrożnie pochodzisz do kwestii noszenia małej i prawie nigdy nie używasz świadomie lewej ręki..

Raptownie wstaję.

-Co chciałbyś na śniadanie?

-Cokolwiek, pod warunkiem, że podczas śniadania usiądziesz ze mną i pogadamy.

Wzdycham ciężko.

-Musisz być tak uparty?

-Biorę przykład z najlepszych.

No chyba nie..

Od spowiedzi uwalnia mnie Ry. Zaczyna płakać.

-Weź sobie cokolwiek na śniadanie. Idę ją przebrać i takie tam- wychodzę szybko z kuchni.

Rylee leży na środku łózka, a poduszki ułożone wokół niej skutecznie uniemożliwiają jej jakikolwiek ruch.

-Co tam, kruszynko?- siadam obok niej.

Dziewczynka uśmiecha się przez łzy. Odsuwam poduszkę i kładę się przy niej, by poczuła się bezpieczniej. Powoli się uspokaja i zaczyna bawić się moimi czerwonymi kosmykami, które niezauważenie wysunęły się z koka. 

-Dobra, moja panno. Czas się ubrać i przygotować na dziś. Mamy bardzo zabiegany dzień- siadam i zaczynam szukać ubrań w jej torbie, stojącej koło łóżka.

Po kwadransie mała ubrana w grube rajstopki, bodziaka, sweterek i urocze ogrodniczki jest już gotowa. Nie wiem, jak ja ubrać, a nie chcę żeby zmarzła. Wpinam ją w szelki i idziemy do kuchni.

-Cześć, mała- Roarke uśmiecha się do dziewczynki, ale ku memu zdziwieniu, po wczorajszej zażyłości nie został ślad. Nawet nie chce iść do niego na ręce, tylko z jękiem wykręca się w drugą stronę.

-Jest głodna- mówię do Roarke i zaczynam przygotowywać jej kaszkę. Co jak co, ale kasza manna u mnie w domu jest zawsze. Nigdy nie wiadomo, kiedy zapragnę odświeżyć smak dzieciństwa.

***

Do salonu jedziemy we trójkę. Ja tylko na chwilę. Nie mam z kim zostawić dziecka i jeszcze wczoraj dzwoniłam do Dove, by poprzekładała mi dzisiejszych klientów, ale muszę pogadać jeszcze z Lucą. Dobrze, że on zawsze w piątki jest.

-Kogo ja widzę- świergocze Dove.- Cóż to za mała piękność?

Mówiąc szczerze, Dove w swojej rozkloszowanej, pudroworóżowej spódnicy, białej, zwiewnej bluzce z rękawem ž  oraz malinoworóżowej opasce ginącej w ciemnych, prostych włosach wygląda bardziej uroczo niż niemowlak obuty w grubą kurtkę i z czapką najeżdżającą na oczy.

-Dove, to właśnie moja mała chrześnica, Rylee.

-Ile ma?- świergoli dalej.

O. Mój. Boże.

-Prawie rok. Dove, Ry nie jest upośledzona, możesz mówić normalnie. 

Roarke próbuje nieudolnie zamaskować wybuch śmiechu kaszlem. Daję mu kuksańca w ramię.

-Sorki, znajoma zawsze tak mówi do swojego dziecka.

-Em.. naprawdę?

-Tak.. ale w sumie jej dziecko jest odrobinę dziwne i rzadko się odzywa, więc..- wzrusza ramionami.

Rozbieram z wierzchnich ciuchów siebie i małą, a ona przyglada się wszystkiemu z ciekawością. Wpięcie jej w szelki, bym cały czas nosiła ją na piersi jest najlepszym pomysłem.

-Luca już jest?

-Dzwonił, że będzie później. Koło dziesiątej. 

-Okay. Poczekamy. I tak nie ma klientów. 

***

Całe przedpołudnie chodziłam z Ry po mieście. Starałam się, by mocno nie marzła. Kupiłam sukienkę, bez mierzenia, zrobiłam małe zakupy i przed południem byłyśmy na mieszkaniu. 

Gdy Ry zjadła obiad, położyłam ją na drzemkę, choć w sumie kilka razy przysnęła na mieście. Jak widać, nie będzie amatorką zakupów.

O trzeciej popołudniu przebrane, odświeżone i wyspane dziecko pakuję do samochodu.

-Ry, jedziemy na przejażdżkę. Mam nadzieję, że obędzie się bez rewelacji.

-Ja też- słyszę znajomy głos.

Odwracam się i uśmiecham do Roarke.

-Co tu robisz?

-Wiedziałem, że macie tą wizytę, postanowiłem wam towarzyszyć. W razie, gdybyś potrzebowała wsparcia lub pomocy.

-Okay- wzdycham.- Pakuj się, bo się spóźnimy.

 

Komentarze

opowiadaniaxprostowserce Mam pewne przeczucia co do następnej części i jestem ciekawa czy się sprawdzą:D
Poza tym UWIELBIAM Twoje opowiadania!:*
03/09/2015 19:37:53
mywordforyou nie pisz, jakie, bo na pewno tego nie będzie 3:D
03/09/2015 19:42:33

Informacje o mywordforyou


Inni zdjęcia: Po drugie samysliciel35Po pierwsze samysliciel35W czarnych okularach martawinkelGirls martawinkelEdmund martawinkelPl martawinkelDzieciaki martawinkelYhm martawinkelA my dalej razem martawinkelPołatane martawinkel