Dla wszystkich, którzy musieli dziś już wstać do szkoły.
A w szczególności dla MATURZYSTÓW <3
LI. Laters, baby
Następnego dnia Roarke dołącza do mnie i Dove po raz pierwszy podczas lunchu. W sumie nic dziwnego, on i Perfekcyjna znają się dłużej, ale nie zauważyłam, by za sobą przepadali.
Reszta tygodnia jest po prostu spokojna. Czuję się okay, czas wolny spędzam ze znajomymi z salonu lub z Trevem i dziewczynami. Kiedy wszystko ma być już bardzo dobrze, oczywiście coś musi się spieprzyć. Jak zawsze.
***
W czwartek, w porze lunchu dostaję wiadomość od Treva, bym po pracy pilnie przyjechała do Kiny. Nieco zaniepokojona, przez resztę dnia jestem nieco zdekoncentrowana i gdy jeden umówiony klient nie przychodzi, po prostu urywam się wcześniej.
Kiedy wchodzę do mieszkania Kiny, pierwsze rzucają mi się w oczy walizki w przedpokoju.
-Jestem!- krzyczę od progu.
-Mar, nareszcie- przyjaciółka wychodzi z salonu i wpada w moje objęcia. Miga mi jej zapłakana twarz.
-Kina, skarbie, co się dzieje?- głaszczę ją po splątanych włosach.
-Mój tata miał zawał- szlocha.
-Tak mi przykro- Kina od zawsze jest zżyta z ojcem, więc jego choroba musi być dla dziewczyny ogromnym ciosem.
Z salonu wychodzi Trev z Rylee na rękach.
-Witaj, mała- całuje mnie w policzek.- Chodź, musimy pogadać.
Idę za nimi do pokoju, gdzie Kina bierze od mężczyzny dziecko i siada z nią na kanapie.
-Mar, jestem zmuszona cię o coś prosić- zaczyna.
-Słucham.
-Wyjeżdżamy do Atlanty. Samochodem. Wiesz, jak bardzo nienawidzę latać- ja jej bladej twarzy pojawia się nikły uśmiech.- Jednak nie chcę narażać małej na wielogodzinne podróże i przesiadywanie w szpitalach. Stąd moja prośba..
-Kina..- wiem, co chce powiedzieć.
-..żebyś ty zajęła się moją córką przez te kilka dni.
Cholera jasna.
-Jesteś pewna?
-Jak najbardziej. Mała zna cię, lubi. A Trev jedzie ze mną.
Och.
-Stawiasz mnie pod ścianą- mruczę.
-Wiem, ale ja sama nie mam wyjścia. Najpotrzebniejsze rzeczy małej są w torbie, gdybyś czegoś potrzebowała, zostawię ci klucze. Postaram się wrócić w poniedziałek- przekonuje mnie, a ja, patrząc w jej zapłakane oczy, nie mam serca jej odmówić.
-Okay- wzdycham, choć napawa mnie to przerażaniem.
-Jest coś jeszcze- dodaje, przegryzając wargę.
-Boję się zapytać- wzdycham.
-Mała ma jutro wizytę kontrolną u pediatry. Mogłabyś ją zawieźć?
-A mam wybór?
-Wszystkie dokumenty są w teczce w torbie. Dasz sobie radę- uśmiecha się.
-Mam nadzieję.
-Łap- Trev rzuca w moją stronę kluczyki. Unoszę brew, spoglądając na nie.- Do mojego auta. Stoi na dole. Przyda ci się.
-Na pewno. Dzięki. Nie będziemy musiały się tłuc miejskim.
-Okay- Kina wstaje i podaje mi córkę.- Skoro wszystko ustalone, możemy jechać.
-Ale.. już?- ściskam w ramionach Ry, która jest wyraźnie wniebowzięta.
-Nie mamy na co czekać. Przed nami wielogodzinna podróż. Dzięki jeszcze raz- przyjaciółka zbiera się, a Trev w tym czasie wynosi walizki.- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Kiedy zatrzaskują się za nimi drzwi, ostrożnie wkładam małą do kojca. Po całym dniu pracy jeszcze bardziej nie ufam sobie.
-Rylee, piękności, ale nas wpakowała twoja matka- opieram policzek o balustradę i nie wiem, co mam robić.- Najprościej byłoby tu zostać- kontynuuję jednostronną rozmowę.- Ale z drugiej strony tu nie ma moich rzeczy. Okay, piękności- całuję ją w czółko, za sekundkę wrócę.
Dziecko spogląda na mnie swoimi pięknymi oczkami i uśmiecha się szeroko. Super.
***
Dwie godziny później wyciągam śpiące dziecko z auta. Zamykam je i idę z małą na górę. Dopiero, kiedy kładę Ry na moim łóżku zdaję sobie sprawę, że nie mogę zostawić jej samej. I nie mogę zostawić tamtych rzeczy w aucie.
Szlag.
Wyjmuję telefon i przeglądam kontakty.
-Tak?- Roarke odbiera po pierwszym sygnale.
-Cześć, robisz coś ważnego?
-Zależy, dlaczego pytasz.
-Jeśli będziesz u mnie w przeciągu kwadransa, wszystko ci wytłumaczę.
-Mam nadzieję. Okay, zbieram się. Do zobaczenia.
Jest po dziesięciu minutach.
-Ile przepisów złamałeś?- pytam, otwierając drzwi.
-Wystarczająco- otrzepuje się ze śniegu.- O co chodzi?
-Przyjaciółka musiała pilnie wyjechać do Atlanty i zostawiła pod moja opieką córkę. I jej rzeczy są w aucie, a nie zostawię jej tu samej.
-Gdzie jest?
-Śpi, jest jeszcze maleńka. Ma nie cały roczek.
-Rozumiem. Daj klucze, zaraz przyniosę.
-Nie, ja pójdę, poczekaj tu.
-Wierz mi, o wiele lepiej się poczuję gdy będę miał męską robotę.
Chwilę później wszystkie rzeczy małej są u mnie.
-Co z sobotą?- pyta Roarke.
-Aktualna. Po prostu mała pójdzie z nami. Matka nie darowałaby mi.
-Nie mogę się doczekać- nachyla się i całuje mnie delikatnie.
-Ja też- słyszę ciche kwilenie.- Ale teraz ktoś potrzebuje mnie bardziej.
-Wierzę- śmieje się i idzie za mną do sypialni.