photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 1 WRZEŚNIA 2015

no ordinary love

L. Dziś potrzebny mi ktoś nowy. Taki ktoś, jak Ty. 

Następnego dnia budzę się przed świtem w kijowym humorze i z mdłościami. Kolejne godziny mijają niewyobażalnie powoli. Palę papierosa za papierosem, starając się opanować mdłości na tyle, by móc iść swobodnie do pracy. Zwykle papierosy pomagają. Jednak o ósmej, gdzie powinnam zbierać się do pracy, czuję się gorzej niż źle. Biorę jakieś leki na mdłości i zbieram się. Mój upór mnie kiedyś zgubi, ale nie mam zamiaru brać wolnego z byle powodu. 

Dzień mi się dłuży. Po wypiciu mocnej, czarnej i gorzkiej kawy czuję się nieco lepiej. A może to te leki.. wszystko możliwe. Rezygnuję z lunchu z Panną Perfekcyjną i przerwę obiadową spędzam marznąc na dworze z papierosem w ręku. Chłodne powietrze pomaga mi ogarnąć myśli. Z Roarke poza krótką, poranną wymianą zdań, mijamy się po prostu. Nie jestem dziś najlepszym kompanem do rozmowy i nawet Dove to zauważa.

Po powrocie z pracy po prostu idę spać. Kiedy ponownie otwieram oczy, znów jest ranek. 

***

Kolejne dni są takie same. Z ulgą przyjmuję pojawienie się weekendu, bo choć nie czuję się ani odrobinę lepiej, chociaż nie muszę za wszelką cenę próbować wyglądać lepiej niż się czuję i jakoś jeszcze do tego funkcjonować. Jednak wolne mija mi głównie na spaniu, więc zanim zdążę odpocząć, znów muszę iść do pracy.

O dziwo, początek kolejnego tygodnia przynosi lekką poprawę. W końcu udaje mi się zjeść coś niemal normalnego i nie katują mnie już mdłości.

Zbieram się do pracy niemal zadowolona. Jest okay.

-Margan- wita mnie uśmiech Dove i jej idealność, do której chyba już przywykłam.- Jak się czujesz?

-O wiele lepiej- uśmiecham się szeroko i biorę kawę z moim imieniem.- Uwielbiam cię za to.

-Cieszę się. Obiad?

-Obowiązkowo! Nie ominęłabym weekendowych plot- puszczam jej oczko i idę do siebie.

Ledwie odkładam swoje rzeczy, słyszę głos od drzwi:

-Kogo ja słyszę? Czyżby Margan wstała z żywych?

Odwracam się i uśmiecham do Roarke stojącego w drzwiach.

-Dwie doby snu zdziałały cuda.

-Naprawdę cały weekend spałaś?- kiwam głową.- A Dove zaczęła się martwić, że nas olałaś w sobotę.

-Nie.. ja chyba po prostu wszystkich olałam. Musiałam odespać kilka zarwanych nocy i tak wyszło.

-Rozumiem. Już lepiej? 

-Tak, to zatrucie albo coś takiego.

Reszta dnia przebiega według utartego schematu. Kilku klientów, kilka tatuaży, w międzyczasie lunch. Kiedy wracam z plotek z Dove, dostrzegam nieodebrane połączenie od mamy.

Kiedy oddzwaniam, odbiera niemal od razu.

-Co tam, mamo?

-Witaj, Margan. Mam wiadomość- słyszę w jej głosie ledwie tłumioną ekscytację.

-No dawaj!

-Violet załatwiła mi miejsce i w sobotę będę miała kolejną wystawę!

-W tę najbliższą?- do ostatniego przygotowywała się niemal miesiąc, ale co ja tam wiem..

-Tak! Mogłabyś znów przyjść na wernisaż? 

-Po sukcesie pierwszego nadal boisz się klapy?- jakoś w to nie wierzę.

-Po prostu chcę, byś była. Niektóre obrazy, które wystawię, malowałam będąc z tobą w ciąży. Ta wystawa będzie większa i chyba wiele ważniejsza.

-Skoro tak, na pewno się pojawię.

-Treva też powiadomię. To znaczy, powiem Michaelowi- moi rodzice przyjaźnią się z Michaelem, samotnie wychowującym Treva. 

-Wiesz co, lepiej wyślij mu zaproszenie plus jeden.

-Och? Nie przyjdziecie razem, jak ostatnio?

-Trev i Kina w końcu się zeszli- śmieję się.

-O matko, myślałam, że już się nie zejdą. Ślepy zauważyłby, że na siebie lecą- komentuje mama z ironią.

-Jeśli chcesz, mogę pomóc ci w promocji.

-Connor się tym zajął. Mam nadzieję, że się uda! Jest tak mało czasu.

-Mamo, spokojnie. Damy radę. Gdzie tym razem?

-Tym razem Brooklyn. 

-Hm.. okay. Niech ci będzie. Damy radę. 

-Jesteśmy w kontakcie.

Rozłączam się i idę do Roarke. Kiedy wchodzę, mężczyzna coś zawzięcie szkicuje, a wokół niego walają się pogniecione papiery.

-Irlandyczku- mówię poważnym tonem.

Unosi głowę i błyska uśmiechem.

-Amerykanko.

-Mam dla ciebie propozycję.

Prostuje się i odkłada ołówek.

-Słucham.

-Moja mama jest artystą. w sobotę organizuje wernisaż. Pójdziesz ze mną?

-A twój nadworny towarzysz?- unosi brew.

-W końcu zauważył, że dziewczyna, w której się buja, także coś do niego czuje.

-W końcu?

-Em.. znają się jakieś pięć lat i co najmniej połowę tego czasu mają na siebie ochotę.

-Rozumiem. Wracając - z chęcią z tobą pójdę.

-Cieszę się- całuje go w policzek i znikam do siebie.

 

Komentarze

bozycietodar Uwielbiam <3
02/09/2015 0:30:20

Informacje o mywordforyou


Inni zdjęcia: Po pierwsze samysliciel35W czarnych okularach martawinkelGirls martawinkelEdmund martawinkelPl martawinkelDzieciaki martawinkelYhm martawinkelA my dalej razem martawinkelPołatane martawinkelHehe martawinkel