photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 30 SIERPNIA 2015

no ordinary love

XLVIII. Zabierz mnie w mroczne, nieznane zaułki duszy Twej, gdzie nie bywał nikt przede mną. 

W porze lunchu dzwonię do Treva. Przyjaciel, uspokojony, że wszystko okay, daje mi delikatnie więcej luzu. 

-To twój chłopak?- pyta Dove, gdy odkładam telefon.

-Przyjaciel, bardzo bliski. Nic poza tym.

-Mogę go wziąć?- mruży figlarnie oczy.

-Obawiam się, że ma kogoś na oku, ale próbuj. Pamiętaj jedynie, że wydrapuję oczy za złamane serca. A co z Brianem?- unoszę brew.

Dziewczyna krzywi lekko z niesmakiem pełne usteczka.

-Okazał się kiepski w łóżku. Po jednym numerku wiedziałam, ze nic z tego nie będzie. Lubię ogień w łóżku, a on mi nawet żaru nie dawał.

Śmieję się cicho.

-Strasznie chciałabym powiedzieć, że mi przykro, ale wiem, że znajdziesz kogoś lepszego.

-Logiczne- uśmiecha się lekko.- Co z Roarke? Ewidentnie ciągnie was do siebie.

-Nie sądzę, by coś z tego wyszło- skubię sałatkę.

-Dlaczego? 

-Mam za sobą ciężkie rozstanie i wciąż czuję coś do byłego. A miedzy mną i Roarke jest tylko chemia. Nie sądzę, by pasowała mu rola klina czy nagrody pocieszenia.

-To facet- prycha.- Uraziłabyś jego dumę.

Resztę obiadu gadamy o bzdetach. Kiedy wracamy do salonu okazuje się, że przybył Luca i oczekuje na mnie w swoim gabinecie. Wlokę się tam jak na skazanie, naciągając rękawy na nadgarstki po kłute wenflonem. 

Pukam i kiedy słyszę zaproszenie, wchodzę nieśmiało do środka.

-Margan- uśmiecha się Luca.- Usiądź, proszę.

Siadam naprzeciw niego i nerwowo naciągam rękawy.

-Chciał szef mnie widzieć.

-Chciałem złożyć ci kondolencje. Roarke mówił, że ten mężczyzna był twoim przyjacielem.

-Pracowałam wcześniej u niego.

-Przykro mi, dziewczyno. Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego. Gdybyś czegoś potrzebowała, możesz zawsze do mnie przyjść. Jesteśmy tu rodziną.

Kiwam głową.

-Dziękuję, szefie. Będę pamiętać.

-To wszystko- uśmiecha się delikatnie.- Wiesz, gdzie mnie szukać, gdyby coś się działo.

Wstaję i wychodzę z gabinetu. 

W moim gabinecie czeka Roarke. Wzdycham ciężko na jego widok, zaciskając pięści. Rzucam torbę na kozetkę i spoglądam na terminarz na ścianie.

-Zaraz przyjdzie klient- informuję Roarke zimnym głosem, ciągnąc rękawy.

-Nie rozumiem cię.

-Nie musisz.

-Margan, przestań bawić się tym cholernym swetrem i spójrz na mnie- warczy. Słyszę jego ciężkie kroki i po chwili łapie mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę.

Czując nacisk na świeżą ranę i obolałe miejsce, jęczę cicho. 

-Puść mnie- syczę, starając się wyszarpnąć.

Roarke marszczy brwi i jednym szarpnięciem podwija mi rękaw aż do łokcia. Krzywię się na widok siniaka wystającego ciemną smugą nad cienkim bandażem. 

-Co to jest?

Zaciskam usta, starając się wymyślić jakąś bezpieczną wersję wczorajszej nocy.

-Margan..- zaczyna ostrożnie Roarke- czy ty ćpiesz?

Kiedy widzę w jego oczach totalną powagę, wybucham gromkim śmiechem. W pewnym momencie muszę usiąść. Łzy cieknął mi z oczu, a ciało trzęsie się od konwulsyjnego śmiechu.

-Skończyłaś?- pyta sucho mężczyzna, wyraźnie zirytowany moją reakcją.

W odpowiedzi odwijam delikatny bandaż i odsuwam gazę od ranki.

-Jesteś debilem- mówię ze śmiechem.- To rana po wenflonie. Jak widać, niedoświadczona pielęgniarka dała mi w gratisie pełną gamę siniaków.

-Po wenflonie?

-Tak, całą noc spędziłam w szpitalu. Zatrułam się czymś i wieczorem Trev zawiózł mnie na pogotowie.

-I ty przyszłaś dziś do pracy?

-Czuję się dobrze, uznałam, że to nie ma sensu, bym siedziała w domu. Logiczne. 

-Ty jesteś nielogiczna. I nierozważna. Boże, Mar, głuptasie.. Luca bez problemu dałby ci wolne. 

-Nie chcę nadużywać jego życzliwości. Trzymam się.

-Jasne- krzywi się. 

W tym momencie Dove informuje, że mój klient już jest. Roarke rzuca mi spojrzenie pod tytułem: Wrócimy do tej rozmowy i wychodzi. 

***

Wieczorem idę na umówione spotkanie do Kiny. Okropnie mi się nie chce ruszać z ciepłego mieszkania. Ubieram ciepłe leginsy i ogromny sweter w pół uda, do tego kozaki za kolano i płaszcz. I tak marznę, zanim pojawiam się w progu mieszkania przyjaciółki. Rylee rośnie jak na drożdżach. Z każdym dniem jest piękniejsza i coraz bardziej podobna do matki. Tym razem czeka mnie niespodzianka. U Kiny jest Trev, bardzo zadomowiony. Rylee widząc mnie w drzwiach, wyrywa się mężczyźnie i entuzjastycznie raczkuje w moim kierunku. Całuję ją we włoski i gładzę po jasnych puklach.

-Daj się cioci ogrzać- proszę małą. Trev bierze małą na ręce i jesteśmy na równej wysokości.

Kina podaje kolacje. Gadamy o wszystkim i niczym. Moi przyjaciele zachowują się dość dziwnie. Widzę bezwiedne dotknięcia i spojrzenia, jednak za chwilę, jakby przypominali sobie, że też tu jestem, oboje się prostują i odsuwają od siebie. Ry oczywiście kolację spędza na moich kolanach.

-Zawiodłaś małą. Uwielbia twoje włosy, a ty je tak barbarzyńsko potraktowałaś- przyjaciółka patrzy na mnie z urazą.- Jak mogłaś je obciąć?

-Chciałam zmian- ucinam.

-Widziałam zdjęcia u Treva. Pięknie wyglądałaś na wernisażu. Jak nie ty. 

Uśmiecham się i podaję Ry groszek. 

-Dzięki.


One more?

Informacje o mywordforyou


Inni zdjęcia: Widać że to pierdolnięte. jabolowekrwicomplicated. xciemna1437 akcentovaŚmieszka jerklufotoI will not take revenge dawsteW cyklu chasienkaKuks elmarMorze suchy1906... maxima24... maxima24